Quantcast
Channel: Opinie o restauracjach w Warszawie | Froblog
Viewing all 228 articles
Browse latest View live

Czuła Buła

$
0
0

Miejsc z bułką w nazwie mamy pod dostatkiem. Zaczęły się chyba od kawiarni Bułkę przez Bibułkę, a potem się wysypały. Jedno z nich, Między Bułkami, totalnie mnie kiedyś zaskoczyło okazując się być burger barem. Od tego czasu sprawdzam dokładnie wszystkie tytułowe „bułki” zanim się do nich wybiorę, okazuje się bowiem, że im bardziej wyobrażam sobie, że coś jest boulangerią, tym mniej tak się wydaje właścicielom. W poprzedni weekend odwiedziłam (uprzednio sprawdzając co w menu) nową mokotowską kawiarnię Czuła Buła.  

Czuła Bułato mała, ale urocza kawiarenka – śniadaniownia na Mokotowie. Dojeżdżam tu w 10 minut, więc na starcie zyskują u mnie punkty lokalizacją. Zjemy tu kanapki, sałatki, naleśniki i śniadania, są też ciasta i ciasteczka. Mają też być zupy, ale ponieważ byłam w porze raczej śniadaniowej, nie zwracałam na nie uwagi.

Czuła Buła Sofa

Czuła Buła

Czuła Buła jest atrakcyjna w wystroju. Jest tu bardzo jasno za sprawą dużych okien, a także białych ścian. Stoliki są z jasnego drewna, krzesła wyższe i niższe również w przewadze białe. Inne kolory – elementy miętowe i czarne tablice z wypisanym menu – przełamują wszechobecną biel. Świeże kwiaty i zieleń ocieplają atmosferę. Czuła Buła ma kilka stolików na zewnątrz i to one są najbardziej oblegane w słoneczny dzień.

Czuła Buła Pasta z ogórków

Czuła Buła: Pasta z ogórków

Z menu śniadaniowego wybieram Jajówę na życzenie (13zł). Jajecznica podawana jest z dodatkami na do wyboru – z szynką, boczkiem lub łososiem. Zamawiam czystą. Towarzyszy jej koszyk pieczywa. Z menu kanapkowego wybieram Kanapkę z rostbefem (17zł). Jajecznica jest smaczna, dobrze ścięta, przygotowana na maśle. Kanapka to dwie pajdy chleba z rostbefem, serkiem chrzanowym, sałatą, pomidorem i cebulą. Pieczywo jest chrupkie, lekko podpieczone. Rostbef wolałabym w wersji bardziej różowej, ale jest smaczny. Na osobną uwagę zasługuje podane czekadełko – pasta z ogórków – coś pomiędzy mizerią a tzatzikami, ale o znacznie gęstszej konsystencji. Fajnie się to je z wyborem świeżego pieczywa podanego w koszyku.

Czuła Buła Jajówka i kanapka z rostbefem

Czuła Buła: Jajecznica i kanapka z rostbefem

Uwag mam kilka. Po pierwsze panowały tu problemy z synchronizacją. Moja towarzyszka czekała na swojego naleśnika tak długo, że ja zdążyłam już pochłonąć całe śniadanie, łącznie z ogromnymi pajdami kanapki. Podana mi kawa bardziej przypominała latte niż podwójne espresso z mlekiem (zwłaszcza, że precyzowałam, że chodzi o flat white). Nie było też talerzyków do pieczywa, a zjadanie go z pastą z ogórków nad koszykiem wydawało nam się słabym pomysłem. Poza kawą, większość uwag stanowią drobiazgi, łatwe do naprawienia. Nad kawą na miejscu właścicieli pochyliłabym się nieco bardziej, bo to jednak w założeniu Czuła Buła miała być kawiarnią.

Czuła Buła Ogródek

Czuła Buła: Ogródek

Czuła Buła otworzyła się w sobotę, a ja sprawdzałam ich na śniadaniu w niedzielę, mam więc świadomość, że test był trudny i niektóre rzeczy miały prawo jeszcze się docierać. Nie wszystko działało synchronicznie, ale ogólnie jestem dobrej myśli. Miejsce ma potencjał, co wyczuli okoliczni mieszkańcy Mokotowa i już w drugim dniu po otwarciu zapełnili tutejsze stoliki. Trzymam kciuki.

Czuła Buła, ul. Narbutta 16, Warszawa, tel. 668 134 736

Save to foursquare

Po więcej zdjęć Czułej Buły zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Czuła Buła pojawił się poraz pierwszy w Froblog.


Signature Menu Wiosna-Lato 2014: relacja zdjęciowa

$
0
0

Trzy ostatnie tygodnie przemknęły mi w sposób ekspresowy, powiedziałabym nawet, że w sposób Inter City. Nie było czasu na pisanie, było za to sporo zbierania wrażeń. Kto czujny i śledzi mnie na Twitterze, widział ilość meldunków w różnych miejscach. Trochę podróżowałam, trochę jadłam w zaprzyjaźnionych miejscach na zaproszenia restauracji. Jak wiecie, nie publikuję opinii o kolacjach, na które jestem zapraszana przez restauratorów. Dlatego dziś zaczynam pierwszą relację zdjęciową, a będzie ich jeszcze kilka. Signature Menu Wiosna-Lato 2014 w relacji zdjęciowej.

W kuchni Signature w dalszym ciągu Wojciech Kilian. Kolejna karta przygotowana przez pana Wojciecha ucieszyła mnie w kilku miejscach. Dziś o nich nie będę pisać, ale o jednym momencie mojej glorii jednak pozwolę sobie wspomnieć. Z karty deserów zniknął fondant czekoladowy. Yes! Yes! Yes! :) Niniejszym nadaję temu wpisowi tag fondant-free.

Signature Menu Mix sałat z pomidorkami i truskawkami

Signature: Mix sałat z pomidorkami i truskawkami

Signature Menu Sałatka z białych szparagów

Signature: Sałatka z białych szparagów, pomidor, szyjki rakowe, mus z avokado, vinegret anchovies, bottarga

Signature Menu Wędzony dorsz z fenkułem jabłkiem i lodami chrzanowymi

Signature: Wędzony dorsz, fenkuł, jabłko, mus ogórkowy, lody chrzanowe

Signature Menu Zupa z ośmiornicy, pomidorów i bazylii

Signature: Zupa z ośmiornicy, pomidorów i bazylii

Signature Menu Risotto nero z ośmiornicą i bottargą

Signature: Risotto nero z ośmiornicą i bottargą

Signature menu Filet z perliczki

Signature: Filet z perliczki, spacle szpinakowe kurki, szparagi, emulsja z szynki parmeńskiej

Do Signature wrócę pewnie jeszcze nie raz i wtedy dostaniecie ode mnie poza obrazkami również słowa. Mam nadzieję, że to już niedługo.  O Signature pisałam wcześniej wielokrotnie:

Signature Luty 2013

Signature Kwiecień 2013

Signature Menu Wiosna-Lato Lipiec 2013

wbrew pozorom również trochę tutaj Bistro Pigalle

Przeprowadzałam też Frozmowę z Wojciechem Kilianem

Signature, ul. Poznańska 15, Warszawa, 22 55 387 55

Froblog dziękuje restauracji Signature za zaproszenie.

Jak zwykle zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Signature Menu Wiosna-Lato 2014: relacja zdjęciowa pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

AleWino

$
0
0

„Drogi Froblogu, Droga Joanno, zauważyliśmy ze na Twoim blogu opis Alewino troszkę się zdezaktualizował :-))) Dlaczego? Ponieważ zimy nie przespaliśmy i w trakcie przeprowadziliśmy remont wnętrza powiększając je o pełną kuchnię. A jak jest kuchnia to i nowy Chef –  Sebastian Wełpa. Dlatego serdecznie zapraszamy w wolnej chwili do ponownych odwiedzin.” Tak napisało do mnie mailem Alewino. Ależ naprawdę nie musiało! Od miesiąca przynajmniej obserwuję kolejne meldunki moich znajomych z Alewino, a to, co pokazują na zdjęciach kompletnie przekracza moje oczekiwania wobec tej – do tej pory przekąskowej – kuchni. Czekałam więc naprawdę tylko na tę wolną chwilę. Nastąpiła w poprzedni weekend.

Wybrałam taki moment, kiedy wszyscy już zjedli obiad, a za wcześnie było jeszcze na kolację. Chciałam sobie przypomnieć ten zaciszny bezpretensjonalny klimat Alewino umieszczonego na tyłach Mokotowskiej. Ich piękny miejski ogródek, z designerskimi meblami Studio Rygalik, świeże zioła dookoła, przesympatyczna obsługa – to te elementy, które zawsze mnie do tego miejsca przyciągały. Była też bardzo przyjemna „mała” kuchnia z przekąskami do wina. Kuchnia faktycznie się zmieniła, patrzę uważnie na potężną tablicę z wypisanym menu i radośnie zamawiam.

AleWino Menu

AleWino

Sałatka z jarmużem, groszkiem cukrowym i imbirem (18zł) ma właściwie wszystko, co uwielbiam. Groszek cukrowy jadam bardzo często. Zastępuje mi wieczorną przekąskę, jest dla mnie tym, czym dla niektórych są orzeszki czy chipsy J Bardzo mnie dziwi czemu tak rzadko wykorzystywany jest w kuchniach restauracyjnych, moim zdaniem to jeden z lepszych strączków. Wracając do sałatki… spójrzcie na zdjęcie. Powiedzenie, że jemy oczami nabiera tu dosłowności. Naprawdę przez kilka pierwszych minut po prostu patrzę na tę sałatkę. Wygląda trochę jak letnia łąka umajona kwiatami. Wreszcie się do niej dobieram. Znakomity dressing przyprawiający jarmuż i świetnie chrupki groszek cukrowy, a do tego pachnące, śliczne bratki i nasturcje z tutejszego ogródka. Naprawdę sałatkowa pełnia szczęścia.

AleWino Sałatka z jarmużem, groszkiem cukrowym i imbirem

AleWino: Sałatka z jarmużem, groszkiem cukrowym i imbirem

Kiedy przychodzi moja Cukinia w tempurze, mus z bakłażana i koziego sera (25zł) ponownie nie mogę oderwać oczu. Jestem już przekonana, że tutejszy szef kuchni gotuje nie tylko dla smakoszy, ale i dla estetów. Przepyszna tempura o idealnym balansie chrupkości z miękkością otacza kwiaty cukinii ułożone na czarnej soczewicy. Dopiero po chwili, kiedy dobierzemy się do środka kwiatów, odnajdziemy w nich kolejne smaki bakłażana i koziego sera. Wszystko lekko skontrapunktowane cytrynowym dressingiem. Znakomite.

AleWino Cukinia w tempurze mus z bakłażana i koziego sera

AleWino: Cukinia w tempurze, mus z bakłażana i koziego sera

Nie miałam jeść deseru. Byłam raczej pełna (nie tylko wrażeń) po dwóch daniach, ale przyjemnie mi się siedziało, no i zafrapowała mnie nieco Tarta tatin z foie gras (22zł) widniejąca na tablicy. Zamówiłam. Tu już tak dobrze z prezentacją nie było. Ani foie gras ani odwrócona tarta do estetycznych nie należą, ale te smaki … Ciepła tarta, na niej gałka waniliowych lodów to zestawienie trywialne, ale już posypanie tego wszystkiego płatkami foie gras takie oczywiste nie jest. Współgra cudownie. Po tym deserze odczułam błogostan. Mogłam tylko wzdychać i niczym nie zakłócać tego ostatniego smaku, pozwolić moim kubkom smakowym zapamiętać go na dłużej.

AleWino Tarta tatin z foie gras

AleWino: Tarta tatin z foie gras

Sebastian Wełpa – nowy szef kuchni Alewino – pracował wcześniej u Pawła Oszczyka w La Rotisserie. Te wpływy są czytelne. Kuchnia Pawła Oszczyka zachwyca mnie nie od dzisiaj. Oczywiście, nie oczekujmy po Alewino fine diningu, ale naprawdę nie jest on w tym miejscu do niczego potrzebny. Znajdziemy tu piękną, estetyczną, bardzo smaczną, a momentami zaskakującą kuchnię. Kuchnię, którą warto pokazywać na zdjęciach, na którą chce się wracać, którą można się cieszyć. Tym razem nie piłam wina, ale jako wine bar Alewino ma dużo do powiedzenia w tej dziedzinie. Bardzo Wam to miejsce polecam. Właścicieli Alewino przepraszam za złamanie tajemnicy korespondencji w pierwszym akapicie i za to, że odpisuję na Waszego maila w nieco innej niż mailowa formie :)

Alewino, ul. Mokotowska 48, Warszawa, tel. 22 628 38 30

Save to foursquare

Po więcej zdjęć Alewino zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post AleWino pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Enfant terrible

$
0
0

L’enfant terrible lub Enfant terrible. Niesforny dzieciak buntujący się przeciw utartym schematom, łamiący reguły.  Często oznacza kogoś niepokornego, podważającego establishment, stawiającego wyzwania istniejącemu status quo. Restaurację o takiej nazwie otworzył w piątek Michał Bryś – szef kuchni, który swoje doświadczenie zawodowe zdobywał w najlepszych restauracjach świata, nagradzanych 2 i 3 gwiazdkami Michelin. L’enfant terrible komunikował jasno, że zamierza namieszać w warszawskiej gastronomii. Kilka tygodni śledziłam ich przygotowania na Facebooku. W sobotę, w drugim dniu po otwarciu, poszłam sprawdzić tutejsze menu degustacyjne.  

L’enfant terrible informuje, że liczy się tu nieformalna atmosfera, która powinna towarzyszyć posiłkom. Deklaruje też, że do restauracji powinno się przychodzić dla radości. W kuchni ma nie być żadnych zasad, żadnych reguł, pełen eklektyzm. Atmosfera faktycznie jest tu bardzo luźna. Sala ma prosty wystrój, za efekt odpowiadają wyłącznie ceglane ściany, wielkie lampy nad każdym stołem, otwarta kuchnia i jasne stoliki. Kelnerzy i kelnerki wiedzą dokładnie co znajduje się na talerzach, znają doskonale zasady obsługi, ale jednocześnie nie przesadzają, są przemili i unikają formalności i sztywności. To bardzo cieszy.

Enfant terrible Sala

L’enfant terrible

Pięciodaniowe menu degustacyjne L’enfant terrible kosztuje 170zł. Koncesji na razie jeszcze nie ma, dlatego lokal zaprasza z własnym winem. Można płacić kartą. Do wyboru są także menu trzydaniowe i wersje wegetariańskie. Menu a la carte obowiązuje w tygodniu od poniedziałku do czwartku, w weekendy jemy menu degustacyjne. Warto też zwrócić uwagę na godziny otwarcia restauracji, jest czynna w porze lunchu 12:30 – 15:30 i kolacji 18:30 – 22:30. Zamknięta w niedzielę. Ten system funkcjonowania, znany doskonale z restauracji na świecie, w Warszawie praktykuje tylko kilka miejsc, m.in. NOLITA.

Z trzech rodzajów podanego pieczywa, wybieram wyłącznie chleb przygotowywany przez tutejszego szefa kuchni na swoim własnym piętnastoletnim zakwasie. Jest oszałamiająco pyszny. Ma miękkie soczyste wnętrze, chrupką stawiającą solidny opór skórę i mocny kwasowy, lub jak kto woli – zakwasowy smak. Z podanych trzech maseł (lubczykowe, waniliowe i zwykłe), używam prawie tylko lubczykowego. Waniliowe w zestawieniu ze smakiem tego chleba ginie. Posypuję całość lekko podaną solą (wędzoną i zwykłą) i jestem bardzo zadowolona z takiego startu.

Enfant terrible Pieczywo

L’enfant terrible: Pieczywo

Przystawka pierwsza, czyli Niesforny dzieciak szaleje: Burak z makrelą i pstrągiem. Na talerzu mamy: buraka sous vide z musem z koziego sera, lody z wędzonej makreli, mus z wędzonego pstrąga, śnieg z wędzonego pstrąga, smażony liść botwinki, gałązkę botwinki w syropie, liście szczawiku zajęczego, emulsję pietruszkową, palone masło, bezę burakową z czarnuszką i jeszcze jeden kawałek buraka. Uff, dwanaście elementów. Rozumiem, że bawimy się temperaturami – coś jest ciepłe, coś zimne. Rozumiem, że konsystencjami – coś jest chrupkie, coś płynne, coś kremowe. Rozumiem, że bawimy się w obraz – prezentacja jak zimowy pejzaż w letni wieczór – gałązki z liśćmi na wietrze, jakaś śniegowa chmura na niebie i padający śnieg. Rozumiem, że ogólnie się bawimy. Dzieciak szaleje. W tym wszystkim o dziwo, wyczuwalne są trzy podstawowe smaki buraka i ryb. Czy jednak do podania tych smaków potrzebnych jest aż 12 elementów na talerzu? No dobrze, niech więc to będzie pierwsza prezentacja możliwości kucharzy – są lotni w technikach, lubią szaleć i brawurowo popisywać się swoimi umiejętnościami, jedźmy dalej.

Enfant terrible Burak z makrelą i pstrągiem

L’enfant terrible: Burak z makrelą i pstrągiem

Przystawka druga, czyli Niesforny dzieciak urządza demolkę: Tatar z młodego jelenia. Na talerzu: tatar z młodego jelenia doprawiony jedynie solą i pieprzem w kruchym cieście, żółtko confit na błocie z palonego bakłażana, polskie kurki smażone na maśle podane na emulsji pietruszkowej, kruszonka z kruchego ciasta, lody lubczykowe (jako nawiązanie do magi), ogórek małosolny w postaci galaretki i kostki, emulsja z czerwonej cebuli oraz emulsja gorczycowa jako nawiązanie do musztardy. Ponownie 12 elementów. Dzieciak urządza demolkę, czyli robi dekonstrukcję klasycznego polskiego tatara. Wszystkie składniki tatara są na talerzu, ale żaden z nich, poza samym mięsem, nie jest podany w formie znanej z tatara. Ciekawe, interesujące, kreatywne. Szkoda jednak, że tak charakterystyczny smak tatara z jelenia ginie. Demolka jest więc kompletna.

Enfant terrible Tatar z młodego jelenia

L’enfant terrible: Tatar z młodego jelenia

Przystawka trzecia, czyli Niesforny dzieciak się uspokaja i koncentruje: Pomidory, pomidory. Na talerzu: Lody z suszonych pomidorów (trzecie lody tego dnia), kompresowane żółte i czerwone pomidorki koktajlowe z naturalnie podniesionym cukrem, pomidory wędzone, galaretka z zielonych pomidorów, chips z suszonego pomidora, pralinka czekoladowa z pudrem pomidorowym i zanurzoną w syropie cukrowym szypułką z pomidorów, galaretka z wody pomidorowej, emulsja pomidorowa, puder pomidorowy i kruszonka z brioszki. 12 elementów, ale jest pewna nowość, te wszystkie elementy współgrają, by wydobyć i wzmocnić smak pomidora. Czyli na pierwszym planie jest wreszcie smak. Dzieciak się koncentruje i kiedy to robi, wychodzą mu rzeczy w dalszym ciągu kreatywne i zaawansowane, ale bardzo smaczne. To lubię.

Enfant terrible Pomidory pomidory

L’enfant terrible: Pomidory, pomidory

Danie główne, czyli Niesforny dzieciak urządza sobie drzemkę, a w kuchni gotują dorośli: Cielak. Na talerzu: Cielęcina sous-vide, zielone kluseczki, rösti ziemniaczane z tymiankiem, grasica cielęca, smażone rzodkiewki i sos gryczany z piwem. Tylko sześć elementów, dzieciak chyba naprawdę przysnął (na szczęście!). Genialne danie stanowiące zapewne moment kulminacyjny tego menu degustacyjnego. Szczególnie zachwyca cielęcina, soczysta, al dente, w solidnym kawałku, po prostu znakomicie smaczna i do niej genialny sos gryczano-piwny. Ten sos to smak, który pozostanie mi z tego wieczoru. Ten sos to coś, o co chodzi mi w kuchni. Ten sos, to dla mnie hit, który z pewnością pozostanie w pamięci moich kubków smakowych na dłuższy czas.

Enfant terrible Cielak

L’enfant terrible: Cielak

Deser, czyli Niesforny dzieciak się budzi i kategorycznie żąda deseru: Mleko. Czwarte lody tego wieczoru. Plus kostki galaretki z maślanki, kwiatki, pudry i emulsje, oraz krowi placek z czekolady :) Pięknie ten deser wygląda i mam problem z czepianiem się go, bo to jest deser kreatywny. W znakomitej większości miejsc w Warszawie nie znajdziemy nawet jednej setnej tego poziomu kreacji, ale… No ale nie jest to deser marzenie, nie będę o nim śnić, błogostan mnie nie ogarnął, nie zapamiętam go na dłużej niż tydzień.

Enfant terrible Mleko

L’enfant terrible: Mleko

Po kolacji siada z nami na moment Michał Bryś, autor wydarzenia pt. L’enfant terrible. Rozmawiamy, opowiada o kuchni niepokornej i mieszającej, może irytującej i denerwującej, ale innej. Pytam, czemu mamy lody w czterech z pięciu dań (pytam grzecznie, ale myślę niegrzecznie: oderwij człowieku swoich dzieciaków od Packojeta – zabawki do robienia lodów). Odpowiada – bo mamy lato. W wyobraźni widzę jak Niesforny dzieciak tupie nóżkami i niemiłosiernie wrzeszczy CHCĘ MIEĆ DESER W KAŻDYM DANIU.

L’enfant terrible serwuje bardzo zaawansowaną, kreatywną kuchnię. W tej kuchni chodzi o zabawę. Na razie, po pierwszej kolacji mam wrażenie, że kucharze bawili się nieco lepiej niż ja. Mają fajne gadżety, wielkie umiejętności i więcej pomysłów niż da się użyć do tysiąca dań. Wielkie mistrzostwo pokazują jednak dopiero wtedy, kiedy się na chwilę uspokoją i skoncentrują. Ten wieczór dla mnie miał moment bardzo dobry przy Pomidorach i moment genialny przy Cielaku. Czy L’enfant terrible namiesza w warszawskiej gastronomii? Być może. Moim zdaniem, w jedzeniu chodzi o smak i to jemu powinny być podporządkowane techniki, kreacje, popisy umiejętności. Dlatego dla mnie najlepsza kuchnia Warszawy to Oszczyk, Grochowina, Wojda i wspomnienie po Trzópku (oraz wiara w powrót!). Na razie Michał Bryś tego kwartetu nie zaburzył. Trzymam jednak kciuki, naprawdę bardzo bym chciała, żeby. Wam natomiast polecam się wybrać, by mieć swoje zdanie, bo to prawda, że drugiego takiego miejsca w Polsce nie ma.

L’enfant terrible, ul. Sandomierska 13 (wejście od Rejtana), Warszawa, tel. 22 119 57 05

Save to foursquare

Po więcej zdjęć z L’enfant terrible zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Enfant terrible pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Rumburak

$
0
0

Był kiedyś bardzo dawno temu taki czechosłowacki serial. Nazywał się Arabela. Opowieść to była równie barwna co idiotyczna, ale że czasy nie obfitowały w Mad Men, House of Cards i Suits, oglądalność miał ci on ogromną. Arabela była postacią tytułową i choć wyposażoną w gadżety jak np. pierścień Arabeli, nie wybijała się na pierwszy plan. Dwie przezabawne postaci Blekota i Mlekota demonstracyjnie zdejmowały swoje głowy i odkładały je do szafy, ale mimo tak chwytliwych tricków także nie one wiodły prym. Sprawcą wydarzeń i najważniejszą postacią był Rumburak, zły czarownik, któremu zresztą ostatecznie zadedykowano nawet cały film pełnometrażowy. Knajpkę o nazwie Rumburak otwarto niedawno na Placu Zbawiciela. Poszłam tam więc sprawdzić, czy podobnie jak czarownik z czechosłowackiego serialu, miejsce wybija się wśród tylu gwiazd gastronomii, zgromadzonych na placu nieustająco tętniącym życiem.

Nie spodziewam sie po Was pamiętania o Arabeli, naprawdę. Sama byłam bardzo nieletnią małolatą, kiedy Rumburak robił rozróbę w telewizji. Fakt, że ktoś dzisiaj nazywa tak knajpę wydaje mi się naprawdę przednim dowcipem. Zwłaszcza, że większość pracujących tam kelnerów w tych czasach nie mogła być nawet w najśmielszych planach swoich rodziców, prawdopodobnie rodzice ich nawet się jeszcze nie znali. A może to wręcz oni byli dziećmi oglądającymi Arabelę. Ten ostatni wniosek niebezpiecznie mnie postarza, nie zamierzam go więc kontynuować. Kto zatem otwiera knajpę o nazwie Rumburak? Otóż robią to szaleńcy związani do tej pory głównie z klubem kolacyjnym Latający Talerz. Szefem kuchni jest Łukasz Czapiewski, a w tle Krzyś Kwapniewski (zdrobnienie nie moje). Po napisaniu tego tekstu dostałam informację od właścicieli lokalu: Właścicielami Rumburaka są: Ania Strassel, Iga Latomska i Pedro Varga. Szefem kuchni jest Łukasz Czapiewski. Krzyś Kwapiński i Latający Talerz to był związek historyczny i obecnie nie ma takiego powiązania.

Rumburak

Rumburak

O wystroju wewnętrznym Rumburaka nie powiem Wam nic. Kto by wchodził do środka w ładną pogodę? Na zewnątrz można tu sobie usiąść i zjeść z widokiem na tęczę. O wystroju zewnętrznym powiem tylko tyle – nie wiem, gdzie znaleziono te krzesła. Pamiętam je ze szkoły i prawdopodobnie są odpowiedzialne za skrzywienie mojego kręgosłupa. No w każdym razie wydają się być w wieku Rumburaka, a co za tym idzie, doceniam spójność konceptu :) Poza krzesłami Rumburak to proste stoły, dużo zieleni i przede wszystkim podcienie i łuki zabudowy przy Placu Zbawiciela.

Rumburak Łuki

Rumburak: Podcienie i łuki

Rumburak to bistro & wine. Menu jest zatem bardzo krótkie. Dosłownie dziesięć dań, razem z przystawkami, głównymi, deserem i przekąskami do wina. Co ważne – poza niedzielą tutejsza kuchnia czynna jest do północy. Karcie dań odpowiada identycznie długa karta win. Za nią odpowiada Izabela Kamińska, znana też z Mielżyński All Around Wine. Karta win zbudowana jest w oparciu o małych organicznych lub biodynamicznych producentów. Prawie wszystkie wina dostępne są na kieliszki, co ogromnie doceniam.

Rumburak Menu

Rumburak: Menu

Kulinarne zwiedzanie Rumburaka zaczynam od przystawki – Ośmiornica sous vide z truflowymi ziemniakami, czerwoną cebulą i kolendrową emulsją (23zł). Bardzo udany początek. Ośmiornica potraktowana metodą długiego gotowania w niskiej temperaturze sous vide jest fantastyczna. Osiągnęła ideał swojej konsystencji – jest najbardziej miękka z możliwych, jeszcze chwila i pewnie by się rozpadła. Znakomicie akompaniują jej truflowe, lekko kwaskowate ziemniaki, do tego oliwki, cebula i warzywa na zimno. Zamiast pietruszki skupiłabym się tu już na kolendrze, ale to drobiazg, całe danie jest znakomite. Nie wygląda, ale pachnie i to ten zapach zachęca najbardziej.

Rumburak Ośmiornica sous vide

Rumburak: Ośmiornica sous vide z truflowymi ziemniakami, czerwoną cebulą i kolendrową emulsją

Cudownie atrakcyjna jest za to Konfitowana perliczka z grillowanymi ziemniakami na młodej glazurowanej kapuście (28zł). W pierwszym odruchu ma się ochotę ją przytulić raczej niż jeść, taka jest śliczna. Potem dopiero zaczynają się wrażenia smakowe. Mięso jest genialne. Zbyt wiele przesuszonych perliczek zjadłam w swoim życiu, by nie docenić tej, przygotowanej absolutnie w punkt. Chrupkie młode grillowane ziemniaczki i glazurowana kapusta to dobre towarzystwo, jednak gwiazdą tego dania jest … (i co ja poradzę, że ostatnio gdzie pójdę, to na pierwszy plan wyskakuje) sos. Zredukowany sos własny z perliczki z winem i wanilią. Pyszne.

Rumburak Konfitowana perliczka

Rumburak: Konfitowana perliczka z grillowanymi ziemniakami na młodej glazurowanej kapuście

Polskie truskawki na mascarpone z kruszonką (14zł) to podsumowanie mojej wizyty w Rumburaku. Danie proste, ale odwołujące się do kruszonkowej nostalgii, jakiegoś comfort food, które mam w sobie zbudowane od lat. Jest lato, to jest placek z truskawkami i kruszonką, no może nie było wtedy mascarpone, ale… był czechosłowacki Rumburak :)

Rumburak Polskie truskawki z kruszonką

Rumburak: Polskie truskawki na mascarpone z kruszonką

Patrzę na pięterko, gdzie ulokowana jest kuchnia Łukasza Czapiewskiego. Mam ochotę pogratulować i powiedzieć „tak trzymać”. Nikt jednak przez okno nie wygląda, kuchnia zajęta jest przygotowywaniem kolejnych dań dla przybywających licznie gości. Nie dziwię się, że przybywają. Rumburak zapewne szybko przyćmi niejedno miejsce na Placu Zbawiciela. Przy nim Charlotte wygląda na nudną królewnę Arabelę, która zwiała ze świata baśni, by wyjść za mąż na obywatela Czechosłowacji.

Rumburak Kuchnia

Rumburak: Kuchnia na piętrze

Rumburak, Plac Zbawiciela 5, Warszawa, tel. 508 229 398

Po więcej zdjęć z Rumburaka zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Rumburak pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Tapas Gastrobar

$
0
0

W marcu po swojej wizycie w Sueno Tapas Bar pisałam, że na pierwsze warszawskie prawdziwe tapas przyjdzie nam jeszcze poczekać. Wygląda na to, że ten moment właśnie nastał. Właściciele Casa Pablo, hiszpańskiej restauracji  z kuchnią kreatywną na Grzybowskiej, otworzyli drugie miejsce. Tapas Gastrobar mieści się w Hotelu Hilton. Zapowiadali od jakiegoś czasu, otworzyli w sobotę. W pierwszym dniu funkcjonowania, jako jeden z pierwszych gości, kosztowałam tutejszych tapasów.

„Wszyscy mi mówili, że to pechowe miejsce – opowiada właściciel –  …ale Casa Pablo też ponoć było w pechowym miejscu, a odnieśliśmy tam sukces.” Faktycznie, przed Tapas Gastrobarem w Hiltonie było kilka restauracji. Najlepiej pamiętam tutejsze całkiem niezłe tajskie Mango.

Tapas Gastrobar

Tapas Gastrobar

Miejsce jest dość spore, ma kilkanaście stolików wewnątrz i mały miejski ogródek pod czerwonymi parasolami barcelońskiego piwa Estrella Damm. Na podłodze znajdziemy tu oryginalną hiszpańską mozaikę. Ściany są białe z drewnianymi deseczkami tworzącymi napis TAPAS. Stoliki to meble postindustrialne, ich metalowe nogi zapewne służyły jako jakieś tłoki czy inne urządzenia przemysłowe. Piękne duże lustro na jednej ze ścian to chyba element, który właściciele bardzo lubią, podobnie jest w Casa Pablo, choć charakter lustra jest oczywiście zupełnie inny.

Tapas Gastrobar Sala

Tapas Gastrobar: Sala

W karcie znajdziemy tu wybór ok. 30 tapasów reprezentujących różne regiony i smaki Hiszpanii, od wielkich klasyków jak sałatka rosyjska i patatas bravas, do nieco bardziej wyrafinowanych i kreatywnych propozycji. Są także cocas – hiszpańska odpowiedź na włoską pizzę, kilka sałatek, sandwiche oraz dania główne – wybór od burgera, poprzez paellę aż do policzków wołowych. Wszystko przygotowane z poszanowaniem dla klasycznych receptur, na prawdziwych hiszpańskich składnikach.

Tapas Gastrobar Menu

Tapas Gastrobar: Menu

Zamawiam kilka różnych tapasów, żeby jak najwięcej skosztować. Smażone narybki (16zł) to klasyka gatunku, absolutnie je uwielbiam. Jest coś atawistycznego w zjadaniu tych małych rybek, po prostu usmażonych, odrobinę tylko przyprawionych cytryną. Zamawiam je zawsze, kiedy mogę. Te w Tapas Gastrobar są świeże, chrupkie i bardzo smaczne.

Tapas Gastrobar Smażone Narybki

Tapas Gastrobar: Smażone Narybki

Lodowate Gazpacho (11zł) podawane tutaj w butelce i nalewane do szklanki przy stoliku klienta wprawia mnie w prawdziwy zachwyt. Nie ma w nim nic oryginalnego, ale w taki upał, jest rozwiązaniem idealnym. Jest świetnie przyprawione i jedyne, co mogę mu zarzucić, to, że nie jest go dwa razy więcej. :)

Tapas Gastrobar Gaspacho

Tapas Gastrobar: Gaspacho

Pyszne są Prażynki Krewetkowe z Pastą z Małży (14zł). Prażynki krewetkowe to dla mnie jakiś powrót do dzieciństwa. Takie cuda się – nie wiedzieć czemu – jadało w dawnych czasach. Comfort food. Nie były oczywiście w połowie nawet tak smaczne jak tutaj, nie towarzyszyła im także wtedy tak genialna pasta z małży. Przygotowana jest w oparciu o kremowy serek, z mocno wyczuwalnym charakterystycznym smakiem małży, podana w słoiczku. Bardzo fajne danie.

Tapas Gastrobar Prażynki Krewetkowe z Pastą z Małży

Tapas Gastrobar: Prażynki Krewetkowe z Pastą z Małży

Smakują mi też Faszerowane Małże (16zł), a właściwie muszle faszerowane pastą z małży i gęstego beszamelu, panierowane i podane na ciepło. Nie jestem fanką panierki, ale ta wersja ma sens. Nie przepadam też za pizzą, ale hiszpański placek Coca z Sobressada, Serem & Marmoladą z Pigwy (15zł) uwodzi mnie świetnymi smakami z Balearów. Sobressada przyjemnie skontrastowana kosteczkami marmolady z pigwy bardzo mi odpowiada.

Tapas Gastrobar Coca z Sobressada, Serem & Marmoladą z Pigwy

Tapas Gastrobar: Coca z Sobressada, Serem & Marmoladą z Pigwy

Kiedy wychodzę najedzona, rzucam okiem na jeden ze stołów, na którym spokojnie, jak gdybyśmy byli w Madrycie, leżą sobie churros (1,50zł/sztuka), a obok nich słoiczek z płynną czekoladą. Przez bardzo krótki moment moja pamięć kubków smakowych przywołuje niezwykłe churros, które jadłam w historycznej Chocolateria San Gines w Madrycie. I już wiem, że do Tapas Gastrobar będę wracać. W przyszłym tygodniu miejsce ma już mieć koncesję, z pewnością znajdę więc niejedną okazję, by odnaleźć jeszcze kilka ciekawych smaków w tej karcie. Nie zjadłam przecież jeszcze Bakłażanowych Paluszków, Flaków po Madrycku czy Paelli. Niniejszym więc ogłaszam: pierwszy prawdziwy tapas bar w Warszawie już jest. Zmierzajcie!

Tapas Gastrobar, ul. Grzybowska 63, Hotel Hilton, Warszawa

Po więcej zdjęć Tapas Gastrobar zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Tapas Gastrobar pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Flesz: Casa Pablo Menu Lato 2014

$
0
0

Przeczytałam niedawno opinię, że nie warto pisać o nowych miejscach zaraz po otwarciu, bo taki opis dezaktualizuje się po kilku miesiącach. Moim zdaniem, prawie każdy opis dezaktualizuje się po kilku miesiącach, dlatego trzeba wracać i na bieżąco pisać jak jest. W ramach mojego cyklu Flesz właśnie tym się zajmuję. Odwiedzam miejsca, w których już byłam kilkakrotnie, sprawdzam co słychać i krótko relacjonuję – trzy akapity plus trzy zdjęcia. Nowy tapas bar właścicieli Casa Pablo przypomniał mi o ich pierwszej restauracji. A ponieważ często bywa, że jeśli otwiera się nowe miejsce, zaniedbuje przy tej okazji stare, wybrałam się sprawdzić, jak sobie radzi Casa Pablo Menu Lato 2014. Poprzednio byłam tu ponad rok temu, pora była więc najwyższa.

Casa Pablo Menu Lato 2014 Stek Tartare Casa Pablo

Casa Pablo Menu Lato 2014: Stek Tartare Casa Pablo

Przede wszystkim Casa Pablo ma piękny ogródek i to wielka zaleta tego miejsca. Wprawdzie w pięknym ogródku był też mało piękny mecz na wielkich ekranach, ale na tyle dyskretny, że dało się go zignorować. Stek Tartare Casa Pablo (39zł) to autorska wersja tatara, zupełnie inna w smaku niż jej klasyczna wersja. Lubię zabawy tatarem, był to więc bardzo estetyczny i przyjemny start. Lekko mnie zmroził kompresowany plaster tłuszczu wołowego owijający surowe mięso, ale okazał się smaczniejszy niż przypuszczałam. Małże Św. Jakuba na cytrynowo-śmietankowym sosie (69zł) podane były z tagliatelle z cukinii i pora, posypane prażoną cebulką. Same w sobie były już ładną kompozycją, a jeszcze lekko zaostrzał całość kawior z wasabi. Pyszne danie. Kamyczki z białej oraz czarnej czekolady z truflą (12zł) to świetny deser kończący dzień przejadania się. Mały, ale charakterny. Biały kamyczek nie w moim stylu, zbyt słodki, ale truflowy genialny, a ten trzeci, czekoladowy z peta-zeta powodujący mikro wybuchy w ustach, wprawił mnie w znakomity humor.

Casa Pablo Menu Lato 2014 Małże Św. Jakuba na cytrynowo-śmietankowym sosie

Casa Pablo Menu Lato 2014 Małże: Św. Jakuba na cytrynowo-śmietankowym sosie

Obsługujący nas tego wieczoru kelner, był przemiłym, inteligentnym i bardzo kompetentnym młodym człowiekiem. Świetnie się sprawdzał w swojej roli i potwierdzał, że dobre restauracje muszą w równym stopniu zwracać dużą uwagę na obsługę jak i na kuchnię. Choćbym nie wiem, jak chciała, nie mam się czego czepiać.  Odsłona Casa Pablo Menu Lato 2014 to ciągle wysoki poziom. Być może nie padam przed tym menu na kolana i nie wzdycham do każdej pozycji, ale to dobrze wymyślona i bardzo smaczna kuchnia. Dość droga, jednak warta swojej ceny. Niezmiennie polecam.

Casa Pablo Menu Lato 2014 Kamyczki z białej oraz czarnej czekolady z truflą

Casa Pablo Menu Lato 2014: Kamyczki z białej oraz czarnej czekolady z truflą

Casa Pablo, ul. Grzybowska 5A, Warszawa, tel. 22 324 57 81

Save to foursquare

Po więcej zdjęć Casa Pablo zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Flesz: Casa Pablo Menu Lato 2014 pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Granola Cafe

$
0
0

Czy ludzie naprawdę nie widzą, co to jest granola? – spytała mnie z zatroskaniem kilka miesięcy temu jedna z moich znajomych. Niektórzy wiedzą, a niektórzy nie wiedzą, tak to już z ludźmi bywa. Ci, którzy nie wiedzą do Granola Cafe, nowiutkiej kawiarni na Nowogrodzkiej, raczej nie trafią. Czy dużo stracą? Odwiedziłam Granola Cafe w sobotę w porze lunchowej, żeby to sprawdzić.

Granola Cafe wystrojem przypomina prawie wszystkie inne nowo otwierane miejsca. Cegła, biel ścian, lampy jak wszędzie, białe stoły, trochę zieleni. Nie ma tu nic oryginalnego poza jednym elementem – „inspirującymi cytatami” wiszącymi na małych tabliczkach. Siadam obok Martina Luthera Kinga „Everything that is done in the world, is done by hope”. Od razu rośnie we mnie nadzieja, że będzie smacznie.

Granola Cafe Inspirujące cytaty

Granola Cafe: Hope

Karta Granola Cafe jest bardzo krótka. Obejmuje obowiązkową granolę własnego wypieku z jogurtem i owocami, śniadanie w koszyku, kanapki, również na ciemnym pieczywie, sałatki, a także zupę dnia serwowaną w porze lunchowej. Jak na kawiarnię przystało, jest też kilka kaw i herbat, oferowanych także na wynos.

Granola Cafe Menu

Granola Cafe: Bar i menu

Na granolę było już za późno, byłam po śniadaniu, zamówiłam najpierw Tartę ze szpinakiem i kozim serem (12zł), a na deser Gofry z serkiem, brzoskwiniami i borówką amerykańską (8zł). Tarta jest bardzo smaczna i estetycznie podana na talerzu z koktajlowymi pomidorkami i odrobiną rukoli. Francuskie ciasto, szpinak i kozi ser to zestaw, który nie zawodzi. Owszem, nie ma w nim niczego oryginalnego, ale jest prosty i smaczny.

Granola Cafe Tarta ze szpinakiem i kozim serem

Granola Cafe: Tarta ze szpinakiem i kozim serem

Podobnie smaczne są Gofry z serkiem, brzoskwiniami i borówką amerykańską. Bardzo ładnie wyglądają, trudno ich nie zamówić, kiedy je zobaczymy. Fajne zestawienie smakowe, ponoć powstały spontanicznie i z tego, co było w zasięgu, ale wolałabym, żeby zamiast takich brzoskwiń podać te gofry z jakimiś owocami sezonowymi, mamy przecież lipiec, na brak owoców nie narzekamy.

Granola Cafe Gofry z serkiem, brzoskwiniami i borówką

Granola Cafe: Gofry z serkiem, brzoskwiniami i borówką

I teraz będzie historia o kawie. Flat White. Nie ma co prawda takiej kawy w menu Granola Cafe, ale przy zamówieniu pytałam, czy mogę dostać flat white i pani obsługująca potwierdziła, że wie, o czym rozmawiamy. Tu definicja flat white z wikipedii dla zainteresowanych, a tu przekaz obrazkowy. Dostałam raczej coś w stylu Latte, a na rachunku miałam Americano (7zł). Mam nadzieję, że to tylko zamieszanie spowodowane dużą liczbą osób odwiedzających kawiarnię jednocześnie. Kawiarni takie rzeczy nie powinny się jednak zdarzać.

Granola Cafe Kawa

Granola Cafe: Kawa

Granola Cafe to przyjemne miejsce na szybkie śniadanie, czy drobną przekąskę. Jej zaletą jest z pewnością lokalizacja. Nowogrodzka tuż przy Kruczej to bardzo uczęszczana okolica, na brak zainteresowania nie trzeba więc będzie narzekać. Podejrzewam, że samymi kawami na wynos Granola Cafe zapewni sobie utrzymanie. Jeśli jednak nie przechodzicie czy nie mieszkacie obok, specjalna wyprawa tutaj mija się z celem. Zakładam oczywiście, że może się rozkręcić, ale na dziś miejsc podobnych do tego, jest bardzo bardzo dużo.

Granola Cafe, Nowogrodzka 10, Warszawa

Save to foursquare

Po więcej zdjęć Granola Cafe zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Granola Cafe pojawił się poraz pierwszy w Froblog.


Flesz: Michel Moran Bistro de Paris Lipiec 2014

$
0
0

Dziś krótko o Michel Moran Bistro de Paris. Trzy akapity trzy zdjęcia, czyli Flesz. W ramach tego cyklu odwiedzam miejsca, o których już pisałam i sprawdzam jak radzi sobie aktualne menu. Sobotni wieczór spędzałam w Bistro de Paris. Wygląda na to, że program MasterChef zdecydowanie dobrze zrobił promocji restauracji Michela Morana. Sala jest pełna. Goście są mieszanką osób z różnych bajek – stali klienci, fani programu, goście zagraniczni, po prostu przegląd. Michel jak zwykle w roli gospodarza – podchodzi do stolików, zajmuje gości rozmową, jakby program nic nie zmienił, jakby ciągle miał tyle samo czasu.

Michel Moran Bistro de Paris Jajko w koszulce z foie gras smażonym i truflowym veloute

Bistro de Paris: Jajka w koszulce „gourmand” z foie gras smażonym i truflowym veloute

Tego wieczora kosztuję Jajka w koszulce „gourmand” z foie gras smażonym i truflowym veloute (55zł). Przepyszny start. Proste jajko i bób skontrastowane wytworną foie gras i truflą. Aksamitny truflowy veloute cudownie się miesza z żółtkiem. Wszystko pięknie wygląda, ozdobione kwiatem bratka, znakomicie pachnie truflami i świetnie smakuje. Filet z palii alpejskiej z łagodnym kremem czosnkowym, chrupiącą polentą i kozim serem (72zł) jest bardzo ciekawą kompozycją, gdzie nie zapomniano o elementach chrupiących. Palię najpierw przysmażono, a potem dopieczono, co dało jej chrupką skórkę. Bardzo przyjemna jest też polenta z kozim serem, a szczególnie chrupki seler naciowy, jakiś atawizm musi być w tym chrupaniu, że sprawia tyle przyjemności. Lodowe parfait z pietruszki na kruchym cieście z sosem karmelowym (36zł) to zaskakujący deser. Teoretycznie wszystko tu jest słodkie – i pietruszka i kruche ciasto i karmel, ale ten ostatni złamany jest solą. Bardzo dobre i ciekawe, potwierdza, że Bistro de Paris od lat ma jedną z najsmaczniejszych i rozbudowanych kart deserowych w Warszawie.

Michel Moran Bistro de Paris Filet z palii alpejskiej z łagodnym kremem czosnkowym

Bistro de Paris: Filet z palii alpejskiej z łagodnym kremem czosnkowym, chrupiącą polentą i kozim serem

Michel Moran w swoim Bistro de Paris od ponad dziesięciu lat serwuje kuchnię francuską z autorskimi elementami. Największą wagę przykłada do smaku. Dosmacza potrawy, doprawia. Powiedziałabym, że jest w opanowaniu przypraw jednym z największych mistrzów. Z paryskich neo bistro przywiozłam właśnie podziw dla przyprawiania na granicy – ciut mniej byłoby za mało, ciut więcej byłaby przesadą. Pod tym względem kuchnia Michela nie oddaje pola tej paryskiej. Bistro de Paris trzyma poziom, z przyjemnością tu wracam.

Michel Moran Bistro de Paris Lodowe parfait z pietruszki na kruchym cieście z sosem karmelowym

Bistro de Paris: Lodowe parfait z pietruszki na kruchym cieście z sosem karmelowym

Michel Moran Bistro de Paris, Pl. Piłsudskiego 9, Warszawa, tel. (22) 826 01 07

Save to foursquare

Po więcej zdjęć z Bistro de Paris zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Flesz: Michel Moran Bistro de Paris Lipiec 2014 pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Trzy Znaki Smaku: Lubelszczyzna

$
0
0

W wyjątkowej scenerii dziedzińca pięknego renesansowego Zamku w Janowcu, przy bezbłędnej pogodzie i w znakomitym towarzystwie zjadłam ostatnio mistrzowską kolację przygotowaną przez szefów kuchni z różnych miast Polski. Wyjazd na Lubelszczyznę i kolacja odbywały się w ramach kampanii Trzy Znaki Smaku. Jej zadaniem jest promowanie systemu oznaczeń unijnych, służących ochronie produktów regionalnych i tradycyjnych. Pisałam już o niej kiedyś, kiedy zachwyciłam się suską sechlońską (ChOG) i karpiem zatorskim (ChNP). Dziś po krótce o zachwytach kolacją i produktami regionalnymi z Lubelszczyzny.

Wyjazd odbywał się głównie pod kątem Wiśni nadwiślanki (ChNP), Cebularza lubelskiego (ChOG) i Fasoli wrzawskiej (ChNP), ale w trakcie kolacji szefowie kuchni korzystali także z regionalnych certyfikowanych produktów spoza Lubelszczyzny. Kolację przygotowywali dla nas Grzegorz Łapanowski, Tomasz Trąbski (Concordia Poznań), Łukasz Toczek (Metamorfoza Gdańsk), Tomasz Woźniak (Kitchen Restaurant Warszawa),  Robert Harna (Warszawska Akademia Kulinarna) oraz Tomasz Hartman (Szajnochy 11 Wrocław).

Trzy Znaki Smaku Lubelszczyzna Zamek w Janowcu

Zamek w Janowcu

Trzy Znaki Smaku Lubelszczyzna Zamek w Janowcu dziedziniec

Kolacja na dziedzińcu zamku w Janowcu

Na start Ser koryciński z palonym chlebem prądnickim (ChOG), wiśnią nadwiślanką (ChNP) i pomidorami przygotowany przez Tomka Hartmana z Szajnoch 11. To bardzo proste i bardzo smaczne danie. Comfort food w czystej formie. Autor wyjaśniał, że chodziło mu o nawiązanie do wspomnień z dzieciństwa – pomidorków ze szczypiorkiem przygotowywanych przez mamę. Dla kwasowości dodał wiśni nadwiślanki. Palony chleb to z kolei skojarzenia z zabawą, ogniskiem, lasem. Dodał pestki dyni, żeby chrupało. Nic dodać nic ująć, o wszystko zadbano – o stronę wizualną i smakową, a przede wszystkim o prostotę. Szajnochy 11 wrzucam na listę „must visit” do końca roku.

Trzy Znaki Smaku Lubelszczyzna Ser koryciński z palonym chlebem i wiśnią

Ser koryciński z palonym chlebem prądnickim (ChOG), wiśnią nadwiślanką (ChNP) i pomidorami

Kilka słów o Wiśni nadwiślance (ChNP). Jest nieco mniejsza od innych owoców wiśni, ma też intensywniejszą barwę i charakterystyczny intensywny, wyraźnie kwaskowaty smak. Jest doskonała na soki, konfitury i domowe nalewki. Mieliśmy okazję przyjrzeć się jak jest zbierana. Widok procedury potrząsania drzewka wiśni zrobił na nas ogromne wrażenie, rzućcie okiem na filmik.

Drugie danie przygotowywał Grzegorz Łapanowski, nazwał je Caprese.pl Koryciński ser, pięć rodzajów pomidorów (m.in. bawole serce, czarne i żółte), drobno tarty oscypek, pesto i młoda fasola wrzawska na surowo. Ciekawa polska wariacja na znany włoski temat. Dwa sery i pięć rodzajów pomidorów – jesteśmy lepsi od Włochów :) Za jakość zdjęcia bardzo przepraszam, kolacja odbywała się późno, a światło było niebieskie. W efekcie widać co nieco. Musicie mi uwierzyć na słowo, że było bardzo smacznie.

Trzy Znaki Smaku Lubelszczyzna Caprese PL

Caprese.pl

Sarna z wiśniami nadwiślankami (ChNP), słonecznikiem prażonym na oleju rydzowym to danie Łukasza Toczka. Autor wyjaśnił lakonicznie, że tak bo tak. I to było dobre podsumowanie. Sarna była pięknie różowa, wiśnia podkreślała jej kolor. Proste skojarzenie sarny z lasem, a zatem grzybami. Nie wiedzieć tylko skąd pojawił się w tym daniu plaster kiełbasy lisieckiej. Bardzo pyszna skądinąd kiełbasa, w tym kontekście zapewne miała łamać jakieś schematy smakowe, ale bez niej to danie smakowało mi bardziej.

Trzy Znaki Smaku Lubelszczyzna Sarna z wiśniami nadwiślankami

Sarna z wiśniami nadwiślankami (ChNP), słonecznikiem prażonym na oleju rydzowym

Kiedy wróciłam z paryskiej podróży po niezwykle smacznych neo bistro, zastanawiałam się, co się stało z gołębiem na polskim stole. Tomek Trąbski próbował odpowiedzieć na to pytanie. Zaserwował Pierś gołębia z udkiem confit, soczewicą duszoną z kurkami, sosem z wiśni nadwiślanki i suski sechlońskiej. W sosie wyczuwalny był lekko goryczkowy smak wiśni, soczewica uduszona została z kurkami, a gołąb był z patelni „podbity” masłem. Produkty broniły się same. Autor podsumował, że chodziło mu o to, by danie było bardzo mocne w smaku i istotnie smak był tu w centrum uwagi. Concordię także wrzucam na listę „must visit” do końca roku.

Trzy Znaki Smaku Lubelszczyzna Pierś gołębia z udkiem confit

Pierś gołębia z udkiem confit, soczewicą duszoną z kurkami, sosem z wiśni nadwiślanki i suski sechlońskiej

Gdyby było nam jeszcze mało mięs, Tomek Woźniak przygotował Polską jagnięcinę z jabłkiem i miętą. Tomek pobawił się w fusion inspirowany swoimi podróżami. Sos był miętowo – jabłkowy, salsa z pomidorów ułożona na jagnięcinie, a do tego suska sechlońska z sosem sojowym. Zadziwiające, że cała ta kombinacja nieźle smakowała.

Trzy Znaki Smaku Lubelszczyzna Polska jagnięcina z jabłkiem i miętą

Polska jagnięcina z jabłkiem i miętą

Brownie z fasoli wrzawskiej z wiśniowym sorbetem i żelem z maślanki Roberta Harny było świetne. Czekoladowo-fasolowe brownie z migdałami, słonecznikiem i odrobiną moreli, do tego sorbet z wiśni nadwiślanki z miodem i jeszcze sos z maślanki z odrobiną wanilii i liofilizowane maliny. Fasola i wiśnia w jednym smacznym deserze. Zupełnie rozczulił mnie zerwany wcześniej tego dnia drobny kwiatuszek fasoli na sorbecie. Przez moment się zastanowiłam, czy gdyby Robert miał jeszcze dorzucić cebularza lubelskiego też poradziłby sobie z tematem. Naprawdę pyszny deser, poza tym, że na temat.

Trzy Znaki Smaku Lubelszczyzna Brownie z fasoli wrzawskiej z wiśniowym sorbetem

Brownie z fasoli wrzawskiej z wiśniowym sorbetem i żelem z maślanki

Kilka słów o Fasoli wrzawskiej (ChNP). To fasola tyczna typu Piękny Jaś. Ma sporo cieńszą skórkę i gotuje się szybciej niż inne odmiany fasoli. Tego dnia było nam dane skosztować kilku jeszcze innych lokalnych dań fasolowych. Szczególnie do gustu przypadł mi pasztet z fasoli wrzawskiej z grzybami.

Trzy Znaki Smaku Lubelszczyzna Pasztety z fasoli

Pasztety z fasoli

W podróży powrotnej udało nam się także odwiedzić piekarnię specjalizującą się w Cebularzu Lubelskim (ChOG). To regionalny lekki pszenny wypiek z warstwą farszu z cebuli i maku. Wywodzi się z kuchni żydowskiej. Najsmaczniejszy jest jeszcze ciepły, ale można go jeść również na zimno. Nigdy wcześniej nie jadłam cebularza, okazał się bardzo dobry. Powinniśmy go wypromować na polskiego przedstawiciela street foodu.

Trzy Znaki Smaku Lubelszczyzna Cebularz lubelski

Cebularz lubelski

Tyle o kolacji i produktach. Bardzo to była smaczna i pouczająca podróż. Znacznie więcej zdjęć z wyprawy na Lubelszczyznę szlakiem regionalnych produktów znajdziecie na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga. Po więcej informacji o certyfikowanych regionalnych produktach zapraszam na stronę Trzy Znaki Smaku. Pamiętajcie, że w Europie oznaczeniami tymi chwalą się takie specjały jak Mozzarella di Bufala Campana czy Gorgonzola. Warto zwracać na nie uwagę.

Froblog bardzo dziękuje Agencji Rynku Rolnego i współorganizatorom za zaproszenie w smaczną podróż po Lubelszczyźnie.

Post Trzy Znaki Smaku: Lubelszczyzna pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Fiesta i Siesta

$
0
0

Ile znacie miejsc w Warszawie, do których łatwiej jest dopłynąć promem niż dojechać samochodem? Ja nie znam zbyt wielu. W czwartek w zeszłym tygodniu powstał tapas bar Fiesta i Siesta, dzięki któremu wreszcie nad Wisłą będzie można zjeść coś, co nie jest karkówką, kiełbaską z grilla czy bigosem. Fiesta i Siesta ulokowała się tuż przy lewobrzeżnej stacji promu Wilga, z promu więc wchodzimy po schodkach i jesteśmy. Dojeżdżać samochodem nie ma tu sensu. Lepiej się przejść lub wybrać rower.

Tapas baru Fiesta i Siesta nie sposób przeoczyć. Odznacza się na tle nadwiślańskiej zieleni. Budynek pomalowany jest w kolory hiszpańskiej flagi. Reszta wystroju jest bardzo prosta – drewniany podest, stoliki i parasole, namiot z paellą i budka, gdzie robimy zamówienia. W niej wybieramy tapasy i płacimy. No i element, bez którego to miejsce nie miałoby sensu – widok na Wisłę.

Fiesta i Siesta

Fiesta i Siesta

W menu znajdziemy tu bardzo proste przekąski na zimno i ciepło, a także kilka dań na większy głód. Pinchosy – kanapeczki z hiszpańskimi wędlinami i/lub serami – dostępne są już od 2,50zł. Są też oliwki, papryczki, talerze wędlin i serów, tortilla, chorizo w winie, krewetki, ośmiornica, a nawet gulas (mini węgorzyki). Jest też oczywiście królowa hiszpańskiej kuchni Paella, przygotowywana przez hiszpańskiego kucharza. Wypijemy tu spory wybór hiszpańskiego wina i piwo, żadnych mocniejszych alkoholi nie ma w planach. Wszystko jemy niestety z jednorazowych talerzyków, pijemy z jednorazowych kubków, ale sądzę, że nadwiślański klimat jest w stanie to zrekompensować.

Fiesta i Siesta Pintxos

Fiesta i Siesta Pintxos

Pintxos Extra (4zł sztuka), którymi zajadam się na początek mają bardzo smaczne wędliny, sery, a do tego oliwkę, korniszona, szalotkę. W smaku są bardzo dobre, niestety pieczywo mogłoby być świeższe. Podpieczone zrobiło się twarde i trudno było je pogryźć. Mix oliwek w ziołach (10zł) to wybór oliwek drylowanych, z nadzieniem czosnkowym, z papryczką, zielonych i czarnych. Proste i smaczne.

Fiesta i Siesta Oliwki

Fiesta i Siesta: Mix oliwek w ziołach

Zachwyca Gazpacho (12zł), na taką pogodę zresztą jest idealne. Mocno pomidorowe, bardzo zimne, przyjemnie orzeźwiające, świetnie przyprawione, mogłabym wypić wiaderko tej zupy. Rozczarowuje nieco Bakłażan zapiekany z szynką Serrano i kozim serem (15zł), choć pewnie na moje własne życzenie. To danie jest dość ciężkie, trzeba było go nie zamawiać, pogoda ewidentnie sprzyjała lżejszym przekąskom. Bardzo smaczna jest natomiast Tortilla ziemniaczana z sosem alioli (10zł).

Fiesta i Siesta Tortilla

Fiesta i Siesta: Tortilla ziemniaczana z sosem alioli

To menu jest rzecz jasna podstawowe, bardzo proste i zwyczajne. Podobne znajdziecie w setkach tapas barów w Hiszpanii. Nie ma tu kreacji, bo być jej nie musi, ale jest jakość prawdziwych produktów. Fiesta i Siesta wyróżnia się na tle swoich nadwiślańskich sąsiadów. Nie jest miejscem dla każdego. Zastanawia mnie jak ją przyjmie warszawski odbiorca przyzwyczajony do zupełnie innego standardu nad Wisłą. Wychodząc rzucam okiem na menu baru obok – karkówka, kiełbaska, kurczak i bigos. Od razu mocniej trzymam kciuki za nowy tapas bar.

Fiesta i Siesta Bakłażan

Fiesta i Siiesta: Bakłażan zapiekany z szynką Serrano i kozim serem

Fiesta i Siesta, Bulwar J. Karskiego, Warszawa, tel. 668 134 567

Save to foursquare

Po więcej zdjęć Fiesta i Siesta zapraszam na na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Fiesta i Siesta pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Szklarnia

$
0
0

Szklarnia w restauracji to genialny koncept. Obiecuje powiew świeżości, lokalność w skali mikro, obiecuje dania roślinne, lekkie, estetyczne i przede wszystkim smaczne. Szklarnie dla swoich restauracji tworzą najwięksi szefowie kuchni na świecie. Uprawiają tam produkty rolne, których jakości są pewni. Szklarnia to duża obietnica. Restauracja o takiej właśnie nazwie otwarta została kilka dni temu w Soho Factory. Nazwa zobowiązuje, czy praska Szklarnia jest w stanie sprostać temu wyzwaniu?

Szklarnia mieści się tu, gdzie kiedyś Restauracja GEMO. Na początku gruzińskie miejsce, szybko straciło swojego gruzińskiego szefa kuchni, a wraz z nim charakter. Restauracja świeciła pustkami, co przy totalnie pełnej Warszawie Wschodniej by Mateusz Gessler, oddalonej zaledwie kilkanaście metrów, rzucało się w oczy w sposób nadto wyraźny. Szklarnia przejęła lokalizację i ogródek. To w nim zasiedliśmy ciekawi wrażeń w sobotni wieczór.

Szklarnia Ogródek

Restauracja Szklarnia

Ogródek utrzymany jest w jasnych kolorach. Meble paletowe pomalowane są na biały kolor, na nich ułożono kolorowe poduszki dla wygody i urody. Żwirkiem wysypano sporą przestrzeń podłoża, a na szlakach komunikacyjnych ułożono białe deseczki, by łatwiej się chodziło. Ich gęstość ułożenia sprawia jednak, że raczej drobimy niż idziemy i po dwukrotnym przejściu, mamy już ochotę maszerować po żwirku. Centralnym punktem ogródka jest szklarnia. A właściwie szklarenka. Mała, ładna, ewidentnie wizerunkowa bardziej niż zaopatrzeniowa. Rosną w niej wprawdzie pomidory i poziomki, ale nie sposób sobie wyobrazić, że ich ilość wystarczy do serwowania tutejszych posiłków. Poza szklarnią z elementów roślinnych mamy też atrakcyjne jasne donice z poziomkami. Całość Szklarni wygląda pięknie, a te poziomki budzą moje wzruszenie, muszę się więc pilnować by nie popaść w zachwyt przesadny.

Szklarnia Stoliki

Szklarnia: Meble paletowe

Zaglądam do menu i już nie muszę się martwić. Mój zachwyt nie tylko przestaje być przesadny, ale i znika całkowicie. Szumne deklaracje o autorskiej kuchni tworzonej z miłości do jedzenia, o sezonowości i prostocie, zostają szybko i drastycznie zweryfikowane przez carpaccio z polędwicy wołowej (bo rozumiem, że wołowina w szklarni raczej nie rośnie i co ma to danie wspólnego z kuchnią autorską na Boga?), dwie ciepłe zupy (upał na ponad 30 stopni, deklaracje o sezonowości właśnie wzięły w łeb) i pięć dań głównych, z których żadne nie jest pozycją wegetariańską, o wegańskiej już nawet nie wspomnę (po to mamy Szklarnię w nazwie, żeby wegetarian i wegan ignorować). Uff… próbuję coś jednak wybrać.

Szklarnia szklarnia

Szklarnia: Wnętrze szklarni

Zaczynam od sałatki. Sałata ze stekiem z sezonowanego rostbefu, agrestem, grillowanymi pomidorkami i papryką, płatkami parmezanu i olejem z pestek dyni (28zł) Ponieważ wypowiedziałam już kilka pochlebnych zdań na temat poziomek w donicach, do mojej sałatki trafiają więc poziomki. Bardzo mnie ujmują. Poza nimi jest bardzo estetycznie i smacznie. Pięknie udekorowana całość kwiatem bratka (niestety nie ze swojej grządki, ale nie czepiam się, doceniam), świetny agrest, własne lekko podpieczone pomidory, zielone sałaty i fajny dressing. Wszystko smaczne, pachnące, bardzo letnie i śliczne. Byłoby idealnie, gdyby nie trup rostbef. Prosiłam o różowy. Ten, który dostałam był dopieczony to granic możliwości i suchy na brzegach. Szkoda – przy tej sałatce szefowa kuchni była blisko ideału.

Szklarnia Sałata ze stekiem z sezonowanego rostbefu, agrestem, grillowanymi pomidorkami i papryką, płatkami parmezanu i olejem z pestek dyni

Szklarnia: Sałata ze stekiem z sezonowanego rostbefu, agrestem, grillowanymi pomidorkami i papryką, płatkami parmezanu i olejem z pestek dyni

Z dań głównych nie miałam czego wybrać. Fajnie brzmiała Pierś z kaczki z sałatką z bobu, kurek i poziomek, ale było zbyt gorąco na ciężką kaczkę. Taką sałatkę chętnie bym zjadła z jakąś lekką rybą. Z ryb dostępny był stek z miecznika, ale za 69zł i był najdroższym daniem w karcie, zwykle staram się takich jednak nie wybierać. Trafiło więc na Mule w białym winie z pomidorami (43zł) i to było danie poprawne i dobre. No bo raczej nie autorskie. Zjadłam z przyjemnością, choć wiele do pisania o tych mulach nie mam.

Szklarnia Mule w białym winie z pomidorami

Szklarnia: Mule w białym winie z pomidorami

O deserze powiem krótko – totalna porażka. Owocowe Tiramisu (22zł). Do wyboru były jeszcze Lody bananowo-jagodowe (banan to taki sezonowy owoc i pewnie rośnie w szklarni wrrrrrrrr) oraz panna cotta w dwóch smakach buraczana z wiśniówką i earl grey. I nawet poszłabym w tę panna cottę, chociaż jej nadreprezentacja w warszawskich restauracjach mierzi mnie tak jak nadreprezentacja tiramisu i fondanta, ale wydawało mi się, że owocowe tiramisu da mi szansę na lekkość, owoce sezonowe i przyjemny smaczny finisz. Owoce sezonowe były cztery – dwie maliny i dwie borówki amerykańskie, poza tym była góra ciężkiego mascarpone i biszkopty nasączone wiśniówką. Koncept może i dobry, ale zawiodły proporcje. Deser był zbyt słodki i ciężki, nie zjadłam nawet połowy.

Szklarnia Tiramisu

Szklarnia: Owocowe tiramisu

W Szklarni niektóre dania cieszą oczy i kubki smakowe. Moja sałatka nadaje się do lekkiej poprawy i będzie to świetne danie. Ładnie też wyglądał i ponoć dobrze smakował Torcik z bakłażana, pomidorów i mozzarelli z orzechami nerkowca i pesto mojego towarzysza kolacji. Niestety Szklarnia dostaje ode mnie dwóję za spójność koncepcji. Prawie nie ma tu kuchni sezonowej, autorskiej, nie mówiąc już o opcji wege, bo nawet jedna z dwóch sałatek podawana jest z mięsem. Niektóre dania w tym menu przypominają mi niebezpiecznie karty dań sprzed dziesięciu lat. Nie chcę takiej kuchni w Warszawie. Chcę taką, jaką obiecano mi w opisach i deklaracjach. Gotujcie z tego, co Wam urośnie, czyż nie tak miało być? Szklarnia otworzy się oficjalnie jesienią, do tego czasu autorzy miejsca mają jeszcze chwilę, by przemyśleć swoje propozycje. Mam nadzieję, że zdecydują się na gruntowne zmiany w menu.

Szklarnia, ul. Mińska 25, Warszawa, tel. 690 51 10 20

Po więcej zdjęć z restauracji Szklarnia zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Szklarnia pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Marsz na Kawę

$
0
0

Marsz na Kawę to zupełnie nowy, dość uroczy lokalik przy Marszałkowskiej. Rano można tu zjeść śniadanie i napić się tytułowej kawy. W ciągu dnia zjemy lekkie przekąskowe dania, łącznie z ciekawymi sałatkami i kanapkami. Przez cały dzień dostępne są ciasta i torty bezowe. Po 18tej od środy do soboty możemy z kolei wykonać Marsz na Drinka, wtedy Marsz na Kawę zamienia się w koktajl bar i serwuje autorskie koktajle. W piątek sprawdzałam Marsz poranny.

Różnie można czcić święto narodowe. Wiem, że spora grupa ludzi wybrała się w ten piątek oglądać defiladę. Wiem, bo obserwowałam tłum zmierzający ulicą Marszałkowską. Ja w tym czasie świętowałam przy pomocy dobrego śniadania, mocnej kawy, smacznego deseru i oczywiście w dobrym towarzystwie. Obserwowanie ulicy jest mocnym punktem Marszu na Kawę – bez względu na to, czy siedzi się na zewnątrz przy kilku wystawionych na ulicy stolikach, czy wewnątrz przez spore okna kawiarni.

Marsz na Kawę Stoliki

Marsz na Kawę

Marsz na Kawę jest miejscem dopracowanym. Na stolikach stoją tu świeże kwiaty. Sofy i krzesła obite są również wzorami kwiatowymi. Drewniane stoliki przykrywane są biało żółtymi papierowymi obrusami z logotypem kawiarni. Dominują jasne kolory, bar jest biały, a za nim tablica z wypisanym menu.

Marsz na Kawę Herbata

Marsz na Kawę: Herbata

Na śniadanie wybieram Trio aromatycznych past kanapkowych (14zł). To bardzo sympatyczny zestaw, któremu towarzyszy podpiekane jasne pieczywo. Pasty są trzy – jajeczna z ekologicznych jaj, serowa z twarogu farmerskiego i rzodkiewki oraz pasta z wędzonego łososia atlantyckiego. Ta ostatnia smakuje mi najbardziej, jest najintensywniejsza w smaku i najciekawsza. Pasty do pieczywa to jedno z pięciu serwowanych tu śniadań – można też zamówić śniadanie farmera (zestaw z twarogiem i wiejską szynką), słodkie śniadanko z rogalikiem, miodem i konfiturą, iberyjski poranek z sardynkami, oliwkami, Serrano i humusem, a także owsiankę. Całkiem dobry wybór śniadań – muszę przyznać.

Marsz na Kawę Trio aromatycznych past knapkowych

Marsz na Kawę: Trio aromatycznych past kanapkowych

Oczywiście do śniadania piję Lemoniadę. Z trzech dostępnych wybieram Lemoniadę z herbatą Earl Grey, miętą i cytryną (12zł). Dopiero się zaczęłam cieszyć z tego, że kawiarnie serwują domowej roboty lemoniadę, a wtem się okazuje, że lemoniad jest więcej, do wyboru – to bardzo dobry znak. Lemoniada też bardzo dobra. Orzeźwiająca i pobudzająca.

Marsz na Kawę Lemoniada

Marsz na Kawę: Lemoniadę z herbatą Earl Grey, miętą i cytryną

Piję oczywiście podwójne espresso z mlekiem i nie potrafię wyjść stąd bez zjedzenia deseru. Wybór ciast dnia zobaczyć możemy w gablotce przy barze. Ciasta, a szczególnie torty bezowe sprowadzane są tu ze Starego Domu. mamy więc pełen wybór bez malinowych, pistacjowych i innych. Moim łupem pada Tarta malinowa. Na kruchym cieście i lekkim kremie budyniowym poukładane są świeże maliny. Proste, pyszne, sezonowe.

Marsz na Kawę Tarta malinowa

Marsz na Kawę: Tarta malinowa

To była pierwsza próba Marszu na Kawę, bardzo wstępna, śniadaniowa. Miejsce pokazuje zupełnie inne oblicze w ciągu dnia, zwłaszcza wtedy, kiedy można też napić się tu drinka i zjeść coś z menu „Na drugą część dnia”. Mam takie wrażenie, że będzie mnie tu ciągnęło i wkrótce sprawdzę jak Marsz na Kawę radzi sobie popołudniem. Sprawdźcie, jeśli będziecie w okolicy, to bardzo sympatyczne miejsce.

Marsz na Kawę, ul. Marszałkowska 6, Warszawa, tel. 22 628 21 40

Po więcej zdjęć Marszu na Kawę zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Marsz na Kawę pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Flesz: Zielony Niedźwiedź

$
0
0

O letnim wieczorze spędzonym w Kafe Zielony Niedźwiedź marzyłam właściwie od kiedy to miejsce powstało. Jest to bowiem jedna z restauracji, która swoje uroki odkrywa w pełni właśnie dopiero latem, kiedy możemy prawdziwie cieszyć się ciepłym wieczorem i stolikami na zewnątrz w otoczeniu parkowej zieleni. Choć byłam tu już dwukrotnie – w styczniu i kwietniu – dopiero teraz udało mi się usiąść w ogródku i w pełni poczuć niedźwiedzi klimat. W ramach skrótowego Flesza zapraszam na opis mojej trzeciej już wizyty.

Zielony Niedźwiedź Gicz z jagnięciny rasy wielkopolskiej

Zielony Niedźwiedź: Gicz z jagnięciny rasy wielkopolskiej z grillowaną cukinią, patissonem i pieczonym ziemniakiem

W trakcie tej wizyty kuchnia naprawdę wykonała znakomitą robotę. Szczególnie uwiodła mnie Sałatka z arbuza z wędzonym sumem i sosem ze smażonych jabłek (25zł). Wszystko tu było na miejscu. Sezonowy arbuz, #jedzjabłka, drobny kwiatek ogórecznika dla urody i pyszny, zjawiskowy wręcz, rozpadający się z ustach wędzony sum. Bardzo dobra była także Gicz z jagnięciny rasy wielkopolskiej z grillowaną cukinią, patissonem i pieczonym ziemniakiem (48zł). Dodatki wymieniono mi bez problemu, w oryginale gicz podawana jest z innymi. Była aromatyczna i mięciuteńka. Prezentacja może i zwiodła, ale smaki były idealne. W menu dań głównych niektóre pozycje sięgają cen powyżej 100zł, dlatego bardzo cieszy, że i te o połowę tańsze utrzymują wysoką jakość zarówno produktu jak i przygotowania. Z deserów wybrałam po prostu Lody (16zł), bo pogoda im sprzyjała najbardziej. Sorbet jeżynowy był wart grzechu, a proste przybranie sezonowymi owocami leśnymi przypomniało mi, że w kuchni Zielonego Niedźwiedzia nie chodzi o wodotryski, a o prostotę i dobry produkt.

Zielony Niedźwiedź Sałatka z arbuza z wędzonym sumem

Zielony Niedźwiedź: Sałatka z arbuza z wędzonym sumem i sosem ze smażonych jabłek

W serii Flesz sprawdzam co słychać w miejscach, które odwiedzałam już kilkakrotnie. Mam wrażenie, że w Niedźwiedziu jest nawet lepiej niż podczas moich poprzednich wizyt. Wieczór był niedzielny, a zatem tłumu w restauracji nie było. I dobrze, bowiem od czasu recenzji Macieja Nowaka w Gazecie Wyborczej, Kafe Zielony Niedźwiedź bywa przepełniony. Pomimo niedzieli właściciel był na miejscu. I kiedy się zastanawialiśmy, jakie wino ostatnio tak bardzo nam tu smakowało, przyszedł z pomocą i podrzucił nazwę. Werdykt jest jeden – Zielony Niedźwiedź jest w dalszym ciągu godny polecenia. Tu w jedzeniu chodzi raczej o dobre produkty niż wyrafinowane kreacje, jednak po przekombinowanych propozycjach niektórych warszawskich restauracji, taka kuchnia może być prawdziwym wytchnieniem.

Zielony Niedźwiedź Lody

Zielony Niedźwiedź: Lody

Kafe Zielony Niedźwiedź, ul. Smolna 4, Warszawa, tel. 731 996 006

Save to foursquare

Po więcej zdjęć z Zielonego Niedźwiedzia, również z poprzednich wizyt, zapraszam na fanpage, Google+ oraz instagram Frobloga.

Post Flesz: Zielony Niedźwiedź pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Tapas Gastrobar ponownie

$
0
0

To jest tekst, którego miało nie być. Miałam nie pisać. Naprawdę. Po prostu poszłyśmy z koleżanką Restauranticą czegoś się napić do Tapas Gastrobar, jak to nam się od czasu do czasu zdarza. Wybrać się gdzieś razem, porzucić aparaty i zamiar pisania, koncentrować się tylko na rozmowie i smaku. Przypadkiem miałam aparat, bo został w torebce. No a potem zaczęłam zamawiać kolejne przekąski i każda prowokowała mnie do wypowiedzi, po prostu każda. Uległam więc tej prowokacji. Piszę.

Piszę, chociaż dopiero co pisałam. No trudno, tak wyszło. Już opisy wnętrza i klimatu sobie podaruję, bo wszystko wiecie. Jeśli nie, to zajrzyjcie tutaj. Zmiana jest jedna – jest już koncesja na alkohol. Mamy więc hiszpańskie piwo i dużo wina, również bardzo przyzwoitego domowego w jeszcze bardziej przyzwoitych cenach. Jest też sporo ludzi, zwłaszcza późnym wieczorem i zwłaszcza narodowości hiszpańskiej. No ale do rzeczy, do jedzenia.

Tapas Gastrobar Flaki po madrycku

Tapas Gastrobar: Flaki po madrycku

Genialne były Flaki po madrycku (25zł) – pikantne, paprykowe z kawałkami i bardzo mocną nutą chorizo, po prostu fantastyczne. Te nasze polskie są przy nich jakimiś niemrawymi kuzynami. Wzruszyły mnie Bakłażanowe paluszki (14zł), bo to kwintesencja prostoty. Polane były delikatnie – tak prosiłam – miodem gryczanym, z jego charakterystyczną agresywną ostatnią nutą smakową. Świetne danie – jedynie dwa składniki, a ile radości.

Tapas Gastrobar Bakłażanowe paluszki

Tapas Gastrobar: Bakłażanowe paluszki

Krewetki z czosnkiem i Jamon Iberico (35zł) zamówiłam tylko dlatego, że bardzo mi je polecała pani obsługująca. Zwykle nie zamawiam takich połączeń jak krewetki czy przegrzebki w szynce lub boczku. Zwykle bowiem wędlina przejmuje smak i nie mam już żadnej radości z owoców morza. Tu jednak stał się cud, a może po prostu ktoś to wreszcie dobrze przygotował. Krewetki były smakiem głównym, a Jamon Iberico pokrojona w drobną kosteczkę dodawała tylko charakteru, lekkiej kwaskowatości i słoności. I za to odkrycie jestem Tapas Gastrobarowi ogromnie wdzięczna.

Krewetki z czosnkiem i Jamon Iberico

Tapas Gastrobar: Krewetki z czosnkiem i Jamon Iberico

Ostatnio sobie obiecałam, że jeśli tu wrócę, to z pewnością zjem Churros z czekoladą. Wzięłam tylko trzy sztuki i do teraz mam do siebie o to pretensje. Były idealnie. Chrupkie z zewnątrz, miękkie w środku, z pyszną, gęstą czekoladą.

Tapas Gastrobar Churros z czekoladą

Tapas Gastrobar: Churros z czekoladą

Tapas Gastrobar ma kilkadziesiąt różnych pozycji w menu i coś mi mówi, że te, których jeszcze nie jadłam też by mnie prowokowały do wypowiedzi na swój temat. Umówmy się więc, że przez jakiś czas postaram się to miejsce omijać. W przeciwnym bowiem razie, będziecie mieli zalew opisów Tapas Gastrobaru na Froblogu. Wy jednak nie omijajcie, a gdybyście poczuli nieodpartą chęć wypowiedzenia się na temat, zapraszam w komentarzach.

Tapas Gastrobar, ul. Grzybowska 63, Hotel Hilton, Warszawa

Save to foursquare

Po więcej zdjęć Tapas Gastrobar, również z poprzedniej wizyty, zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Tapas Gastrobar ponownie pojawił się poraz pierwszy w Froblog.


Senses

$
0
0

Wyparka ciśnieniowa, refraktometr, emulgator, Xantana i wiele, wiele innych trudnych słów. Czy bardziej Wam to brzmi jak laboratorium naukowe czy opis restauracji? A jednak, wszystkie te urządzenia znajdziemy w kuchni restauracji Senses, a konkretnie w labie przy kuchni. Senses jest bowiem w tym maleńkim gronie restauracji warszawskich, które swój lab posiadają. I o ile zawsze wydawało mi się, że laby, molekuły, piany, ziemie jadalne, emulsje i ciekły azot to wodotryski wspierające boga efektu raczej niż smaku, tym razem po raz pierwszy mam odmienne wrażenie.

Do restauracji Senses zostałam zaproszona. Nie będzie to więc typowa relacja, jak wiecie nie wyrażam opinii o daniach, które jem na zaproszenie restauracji. Uważam, że to po prostu nie fair wobec innych. Do Senses wrócę na pewno, bo już dzisiaj czuję, że chyba niesłusznie omijałam to miejsce w obawie przed przewagą efektowności nad smacznością. Chyba. Pozwólcie, że tę opinię potwierdzę, kiedy zjem tam za swoje własne pieniądze i przejdę przez cale menu degustacyjne.

Senses Wędzony węgorz Przegrzebek Consome z pora

Senses: Wędzony węgorz-przegrzebek-seler-por-ziemniak

Senses powstało w marcu tego roku. Właściciele włożyli w tę restaurację ogromne pieniądze i kierunek gwiazdki Michelin jest wyraźny. Wydaje się zresztą, że w sprawie tego wyróżnienia raczej należy odpowiedzieć na pytanie „kiedy” aniżeli „czy”. W centrum uwagi jest tutaj Szef kuchni Andrea Camastra – Włoch urodzony w Puglii we francusko-włoskiej rodzinie. Andrea gromadził swoje doświadczenia kulinarne od lat, pracował w wielu restauracjach wyróżnionych przez Michelin, w tym w polskim Atelier Amaro.

Senses Andrea i wyparka

Senses: Andrea Camasta i wyparka ciśnieniowa

Lab przy kuchni restauracji Senses to miejsce, gdzie pracuje się nad różnymi rozwiązaniami, w większości skoncentrowanymi wokół smaku. Można zagęszczać potrawy tradycyjnie mąką czy masłem, ale jeśli użyjemy minimalnej ilości Xantany nie narazimy dania na utratę smaku. Dzięki refaktometrowi uzyskamy informację o poziomie cukru przykładowo truskawek, a znając ten poziom uzyskamy idealną powtarzalność smaków bez względu na dojrzałość owocu. Wyparka ciśnieniowa z kolei posłuży do tworzenia przezroczystych esencji o skondensowanym zapachu i smaku. W naszej obecności wyparka obrabia gulasz wieprzowo-rybny. Niektóre z esencji zamyka się w rozpylaczu i skrapia nimi talerze czy koktajle dla wzmocnienia efektu zapachowego. Z koleżanką Restauranticą rozpylamy w powietrzu wędzoną paprykę i nią właśnie pachniemy do końca dnia :)

Senses Burak Kozi Ser Kaczka 2

Senses: Burak-kaczka-kozi ser-foie gras-rukola

W labie jest też mnóstwo innych kulinarnych „gadżetów” – Emulgator do przygotowywania esencji czy Packojet do robienia lodów „i jeszcze przynajmniej pięciu innych zastosowań, które niech pozostaną off the record” – mówi szef kuchni. Dzięki zastosowaniu nauki w kuchni w Senses dania mają niską zawartość tłuszczu i kalorii, ponieważ tłuszcz przestaje być głównym nośnikiem smaku.

Senses Interpretacja gulaszu

Senses: Żabnica-gulasz-fasola-śmietana

Zadziwiająco mało tych wszystkich cudów naukowych widać na talerzu. Na pierwszy rzut oka nie powiedziałabym nawet, że Senses ma lab na zapleczu. Dla mnie to bardzo dobry znak. Popisy kucharzy bawiących się swoimi gadżetami i epatujących efektami tych zabaw na talerzach gości, świadczą głównie o tym, że panowie bawią się lepiej niż ja. Właściwie największy show robią petit four z dymem o zapachu lasu, mokrej gleby, kory, sosny i ściółki, a i one komentowane są przez szefa kuchni „because people like a little bit o theatre sometimes”.

Senses Jogurt Owoce leśne Maślanka

Senses: Jogurt-owoce leśne-mleko

Senses sprowadza swoje polskie produkty w większości z gospodarstwa teściów szefa kuchni w Kolbuszowej. Pozostałe przyjeżdżają z przeróżnych miejsc na świecie – woda morska z Włoch, czekolada ze Szwajcarii. Talerze powstają na zamówienie, pod konkretne dania. Wine pairing natomiast może przybierać różne opcje – np. wina tylko białe, tylko koktajle, czy drinki wyłącznie bezalkoholowe, może też być mieszanką koktajle i wina. Na starcie dostaniecie wodę mineralną z norweskiego lodowca w butelce Calvina Kleina, a jeśli nie macie co zrobić z torebką, to podadzą Wam również haczyk do zawieszenia na stole. Jakkolwiek śmiesznie to brzmi, od samego początku wizyty, będziecie czuli, że jest tu inaczej, bardziej wyjątkowo i specjalnie. Więcej opowiem, kiedy odwiedzę Senses ponownie. Menu degustacyjne złożone z sześciu dań kosztuje tu 230zł, czekam więc na okazję.

Senses Petit Four

Senses: Petit four i ciepłe lody z dymem o zapachu lasu, mokrej gleby, kory, sosny i ściółki

Senses, ul. Bielańska 12, Warszawa, tel. 22 331 96 97

Po więcej zdjęć z Senses zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga. Przeczytajcie też relację na Restaurantica.pl

Froblog dziękuje za zaproszenie restauracji Senses i organizatorce Monice Kuci.

Post Senses pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Bistro 8 i pół

$
0
0

Bistro 8 i pół zaczęło działać ponad tydzień temu na Kruczej. Na ulicy o prawdopodobnie najwyższych czynszach w Warszawie powstaje nowe bistro. Czym chce się wyróżnić? Czym chce przyciągnąć odpowiednią liczbę gości, która pozwolą pokryć tak wysokie koszty?  Wydaje się, że miejsca powstające w tej lokalizacji powinny mieć na siebie naprawdę znakomity pomysł. To trudna ulica i wielu się już o tym przekonało zamykając swoje lokale po kilku miesiącach funkcjonowania. Jak jest w Bistro 8 i pół i czy pomysł jest naprawdę znakomity, sprawdzałam w niedzielę późnym popołudniem.

Bistro 8 i pół z pewnością nie wyróżnia się wystrojem. Na sali wzrok przyciąga najbardziej bar, długi i przestronny. Poza tym jest wszystko w raczej prostych i minimalistycznych kształtach. Dominujące kolory to zieleń i niebieski. Na ścianach wiszą jakieś zdjęcia, ale przyznam, że trudno mi było znaleźć na nich nawiązanie do słynnego filmu Felliniego „8 i pół”, stąd też i nazwa miejsca pozostaje dla mnie zagadką. Być może film pamiętam zbyt mgliście, by nawiązania odczytać, równie prawdopodobne jest jednak, że w ogóle ich nie ma.

Bistro 8 i pół Okno

Bistro 8 i pół Krucza

Zaczynam od przejrzenia karty i pierwsze, co zwraca moją uwagę to wysokie ceny. Przystawki i sałaty w cenach ok. 30zł, dania główne powyżej 40zł. Wiem, że Krucza jest droga, rozumiem. Jednak jestem zdania, że na takiej ulicy powinno się raczej konkurować atrakcyjną ofertą w dobrej cenie, by przyciągnąć wiele osób. Rekompensowanie sobie wysokiego czynszu wysokimi cenami dań… moim zdaniem się nie uda.

Bistro 8 i pół Bar

Bistro 8 i pół: Bar

Jedzmy jednak. Tutejsza kuchnia przejawia międzynarodowy charakter – widoczne są wpływy śródziemnomorskie, ale i azjatyckie. Sprawdźmy, czy jakość rekompensuje cenę. Nadzieję na taki obrót spraw daje Trio tatarów z ryb (34zł). Danie jest proste i estetyczne, porcje dość oszczędne, ale to w końcu przystawka. Trzy rodzaje ryb – tuńczyk, łosoś i miecznik – przełożone są cienką warstwą posiekanych kaparów i cebulki. Na talerzu znajduje się jeszcze kawior, mus z wasabi i cytryna. W sumie to bardzo udane danie. Niestety udane nie jest bardzo podsuszone pieczywo i twarde masło podane do tej przystawki. Tak, była niedziela, ale czasy, kiedy w niedzielę nie dało się kupić świeżego pieczywa należą do przeszłości. Nie mówiąc już o takim pomyśle, jak pieczenie własnego. Szkoda.

Bistro 8 i pół Trio rybnych tatarów

Bistro 8 i pół: Trio tatarów z ryb

Sałatka Tajska z rostbefem (33zł) nie jest niestety dobrym daniem. Podana jest na ogromnej ilości mieszanych sałat i właściwie najwięcej w niej sałat i ogórka. Przy tej cenie to poważny zarzut. Drugi poważny zarzut to sam bohater główny, czyli rostbef. Miał być różowy, a wyszło jak zawsze. Może zróbmy tak, poniżej zdjęcie różowego rostbefu.

Charlotte_Rostbef

Charlotte: Kanapka z rostbefem w idealnym kolorze

Proponowałabym, żeby restauratorzy sobie zapamiętali ten kolor i nie karmili nas trupami, zwłaszcza, kiedy wyraźnie prosimy o kolor różowy lub krwisty. Trzeci zarzut dotyczy ponownie pieczywa – tym razem jest to dość spalona fatalna grzanka. Poza tym kompozycja jest klasyczna, zarówno nerkowce, sezam jak i mięta z kolendrą ładnie tu grają. Trochę za mało jest pomidorków, za to smaczny dressing.

Bistro 8 i pół Sałatka tajska z rostbefem

Bistro 8 i pół: Sałatka tajska z rostbefem

Do deseru podchodzę z pewną nieśmiałością, Bistro 8 i pół miało bowiem gościć ciasta Cukierni Misianka. Pani obsługująca (a obsługa jest akurat mocną stroną tego miejsca) tłumaczy jednak, że w piątek była impreza i poszła szyba w lodówce na ciasta. W związku z tym do wyboru mamy tylko trzy desery z karty. Kończy się na Bezie z mascarpone i musem z mango (19zł) i to jest bardzo dobry wybór. Beza ma znakomitą konsystencję – ciągnącą wewnątrz i chrupką na zewnątrz. Przełożona jest mascarpone z mango, a całość polana jeszcze dodatkowym sosem mango. Nie jest za słodko i jest smacznie, choć nie prezentuje się to wybornie.

Bistro 8 i pół Beza z mascarpone i musem z mango

Bistro 8 i pół: Beza z mascarpone i musem z mango

Pierwsze wrażenia z Bistro 8 i pół są bardzo mieszane. Jest kilka plusów i sporo minusów. Powinnam teraz napisać, że wrócę i sprawdzę za jakiś czas. Jednak nie mam przekonania, czy chcę tu wracać. Ceny trochę straszą, kuchnia aż tak nie przyciąga, może te ciasta będą mocną stroną tego miejsca, a może koktajle? Moim zdaniem hitu nie ma.

Bistro 8 i pół, Krucza 45, Warszawa

Save to foursquare

Po więcej zdjęć Bistro 8 i pół zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Bistro 8 i pół pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Warszawska Pyza 2014

$
0
0

Jak niektórzy z Was wiedzą, zostałam niedawno zaproszona do jury plebiscytu Warszawska Pyza 2014 Gazety Wyborczej. Wybieraliśmy najlepsze miejsce ze street foodem w Warszawie. W pierwszym etapie publiczność przesyłała swoje nominacje. W drugim jury – w składzie Maciej Nowak, Redbad Klijnstra i ja – wybierało z pięciu miejsc, na które najliczniej głosowała publiczność. Na skosztowanie dań z pięciu miejsc mieliśmy zaledwie cztery dni, toteż poprzedni tydzień fanpage Frobloga opanowany był przez street food.

Pięć nominowanych miejsc to Różowa Krewetka, Serwus Zapiekanki, Krowarzywa, Kartoflove i Zapiekłam Zapiekłem. Zgodzę się z Maciejem Nowakiem, że wiele ciekawych miejsc nie znalazło się w gronie finalistów, ale na szczęście nie było burgerów i pizzy – z tą ostatnią miałabym poważny problem. Gdybym miała wybierać mój ulubiony fast food w mieście, wygrałby Parnik – mały barek z chińskimi pierożkami z pary. Parnika w zestawie jednak nie było, ruszyłam więc posprawdzać, co w streetfoodowej trawie piszczy.

Na pierwszy ogień poszła Krowarzywa. Wegański burger bar na Hożej. Już po tłumku gości wewnątrz i na zewnątrz zorientowałam się, że odwiedzam zapewne miejsce kultowe. W Krowarzywa byłam na samym początku, potem już nigdy nie było okazji wrócić. W trakcie jurorowania zjadłam Dynex – czyli burgera z dynią. Na plusy zaliczam temu miejscu pomysł na biznes, kto by się spodziewał, że to będzie taki hit! Doceniam też cierpliwość pani obsługującej w wyjaśnianiu szczegółów. Minusem niestety był sam smak Dyneksa, gdzie dynię zmieszano z jaglanką i ziarnami, przez co prawie nie poznałam jej smaku. Sądzę, że Krowarzywa ma lepsze burgery niż ten.

Warszawska Pyza Krowarzywa

Warszawska Pyza Krowarzywa Dynex (640x640)

Krowarzywa, ul. Hoża 42, Warszawa

Serwus Zapiekanki odwiedziłam następnego dnia, bardzo mnie wzruszyły. Zjadłam Zapiekankę Serwus, czyli klasyczną, 35cm z pieczarkami, serem gouda i ketchupem.  Poczułam się młodsza. To była zapiekanka, jaką pamiętam sprzed lat. Ogarnęła mnie nostalgia. Prawdziwy comfort food. Serwus nie jest tani, ale dba o jakość produktów. Był w gronie moich faworytów.

Warszawska Pyza Serwus Zapiekanki (640x640)

Serwus Zapiekanki, ul. Chocimska 33, Warszawa

Kartoflove podjechało specjalnie na okazję Warszawskiej Pyzy pod Agorę. To food truck oferujący ziemniaki z różnymi dodatkami. Takie zapamiętałam z pierwszej podróży do Londynu, głównie nimi się wtedy żywiłam. Jeśli jem ziemniaki, to praktycznie tylko w takiej formie. Zjadłam Kartoflove Koperkowo – Jogurtowe z Łososiem. Bardzo było smaczne wszystko, co towarzyszyło ziemniakowi, do niego samego lekko bym się przyczepiła. Był ciut zbyt mączny i nie wiem, czy to kwestia tego konkretnego egzemplarza czy całej odmiany.

Warszawska Pyza Kartoflove (640x480)

Warszawska Pyza Kartoflowe z lososiem (640x640)

Kartoflove, różne lokalizacje

Różowa Krewetka to barowóz serwujący dania z krewetkami w roli głównej – są potrawki, zupy i makarony. W Różowej Krewetce zjadłam „Nowy set” czyli 15 krewetek z mango, szalotką, czosnkiem, imbirem, sokiem z pomarańczy, limonki i kolendrą. Tego dania nie powstydziłaby się niejedna restauracja stacjonarna. Zupełnie mnie jednak zaskoczyło, że tego dnia nie dostałam już nic do picia, choć lekko zionęłam po imbirze. Warszawska Pyza ściągnęła do Krewetki tyle ludzi, że wszystko się skończyło. Tym daniem Różowa Krewetka zapewniła sobie u mnie wysoką pozycję.

Warszawska Pyza Rozowa Krewetka Bar (640x640)

Warszawska Pyza Rozowa Krewetka Set (640x640)

Różowa Krewetka, przeważnie Pola Mokotowskie przy Batorego

Na koniec zostawiłam sobie Zapiekłem Zapiekłam – mały wolnostojący barek na Grochowskiej serwujący zapiekanki i kiełbasę z pieca. Kiełbasa była smaczna, ale zapiekanka już niestety nie. Ser bez smaku, reszta nawrzucana w myśl zasady – im więcej tym lepiej. Niestety żadnej nostalgii i żadnego uroku w tym jedzeniu nie znalazłam. Zrobiło się bardzo fast foodowo.

Warszawska Pyza Zapieklem Bar (640x640)

Warszawska Pyza Zapieklem Zapiekanka

Zapiekłem Zapiekłam, Grochowska 207

Głosami jury wygrała Różowa Krewetka, z czego ogromnie się cieszę, bo była jednym z moich dwóch faworytów. Nagroda publiczności powędrowała do Krowarzywa, co mnie nie dziwi, to zdecydowanie najpopularniejsze miejsce z wszystkich nominowanych. Mam nadzieję, że każdy z finalistów odczuł wzrost popularności po tym plebiscycie. W końcu o to w nim chodzi.  

Organizatorom Warszawskiej Pyzy 2014 bardzo dziękuję za zaproszenie do jury.

Post Warszawska Pyza 2014 pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Focaccia

$
0
0

Czy Focaccia to zbyt trudna nazwa? – pyta z zaniepokojeniem menedżerka nowej włoskiej restauracji otwartej w zeszłym tygodniu w Pałacu Prymasowskim. Miejsce powstało w niezwykle atrakcyjnej lokalizacji, ma ciepłe, przyjemne i bezpretensjonalne wnętrze, a także Łukasza Toczka – szefa kuchni sprowadzonego aż z gdańskiej Metamorfozy. Jaka jest kuchnia Focacci sprawdzałam w tym tygodniu dwukrotnie – na kolacji zorganizowanej dla dziennikarzy i blogerów restauracyjnych, a także w sobotni wieczór, kiedy po prostu miałam ochotę coś dobrego zjeść… za swoje własne pieniądze. Relacji z pierwszego wieczoru nie zobaczycie, jak wiecie, nie mam w zwyczaju. Zapraszam jednak na opis sobotniej kolacji.

W Pałacu Prymasowskim spodziewałabym się pretensjonalnego, bardzo bogatego wnętrza, które onieśmielałoby już na wejściu. Na szczęście twórcy restauracji Focaccia poszli w zupełnie inną stronę. Ciepłe światło przyciąga już z zewnątrz, nie tylko zresztą mnie. W restauracji kilka dni po otwarciu, jest już sporo zajętych stolików. Wnętrze zdominowane jest przez ciepłe jasne drewno, białe kwiaty, otwartą kuchnię, na której widać świeże zioła. Bezpretensjonalność restauracji podkreślają papierowe jednorazowe podkładki pod talerz i papierowe serwetki. Również ceny w takiej lokalizacji mogłyby być znacznie wyższe, cieszy, że nie są.

Focaccia

Focaccia: Wejście

Menu restauracji zaczynają śniadania, które w tygodniu zjemy tu już od 8mej rano. Są także zupy, przystawki, pasty, dania główne, desery, a także pizza. Na początek podaje się tu focaccię z oliwą. Ma ona formę cienkiego podpłomyka. Wiele było dyskusji na temat tej formy focacci, więc powiem tylko tak: Gdybym to ja miała wybierać z rożnych jej form występujących we Włoszech i chciała nazwać tak swoją restaurację, wybrałabym focaccię najbardziej wypasioną – wysoką, posypaną dobrą solą, z rozmarynem. Restauracja dokonała innego wyboru, mam nadzieję, że jeszcze to przemyśli.

Focaccia Stoliki

Focaccia: Wnętrze

Zaczynam od przystawki, która najbardziej zapadła mi w pamięci w trakcie pierwszej kolacji. Tartufo nero e cipolla (28zł) Czarne trufla / cebula / taleggio / ziemniak / tymianek. Po prostu sacrum profanum.  Trufla z cebulą. Wyrafinowana trufla podana na pospolitej cebuli. Bardzo podoba mi się to zestawienie, również ze względu na jego kontrowersyjność. Do tego świetnie tu grają chrupkie skrawki ziemniaka, które oddzielają cebulowo-serową podstawę i truflowe wykończenie. Dla mnie to danie jest dowodem ciekawej kompozycji i dobrego wykonania. O pomyłkę na obydwu frontach było bardzo łatwo.

Focaccia Trufla Cebula

Focaccia: Czarne trufla / cebula / taleggio / ziemniak / tymianek

Capesante e scampi (62zł) Małże św. Jakuba / kalafior / langustynka / czarna porzeczka / bułka tarta. Znane i lubiane połączenie przegrzebków z kalafiorem tutaj złamane zostało owocem – w opisie czarna porzeczka, na talerzu jeżyna. Przez to złamanie robi się ciut zbyt słodko i całość niepotrzebnie skręca w nuty deserowe. Największym jednak zarzutem wobec tego dania jest wielkość porcji. Trzy przegrzebki to nie jest porcja wystarczająca na danie główne. Same przegrzebki mają konsystencję idealną, są świeże i chrupkie, ale to ciut za mało. Do dania głównego mam tego wieczoru największe pretensje.

Focaccia Przegrzebki

Focaccia: Małże św. Jakuba / kalafior / langustynka / czarna porzeczka / bułka tarta

Crema di cioccolato (19zł) Czekolada / wiśnie / mleko / beza / wódka. Dobry i nie nudny deser! Jak to możliwe? Czy trzeba aż importować do Warszawy szefów kuchni, żeby zburzyć naszą deserową przeciętność. Pyszny mus czekoladowy, z dobrej, wysokiej jakości czekolady, ładnie orzeźwiony wiśniami w wódce, do tego kawałeczki bezy i kleksy z mleka z cytryną. Naprawdę bardzo. Takie desery poprosimy.

Focaccia Mus czekoladowy

Focaccia: Czekolada / wiśnie / mleko / beza / wódka

Focaccia to może i trudna nazwa, niektórzy nie będą wiedzieć jak to wymówić, inni pomylą ilość ‘c’ w słowie. Jednak to miejsce ma wiele powodów, by odnieść sukces. Bardzo dobra jest obsługa, pomocna, uważna, zwracająca uwagę na opinie klientów. Bardzo dobre są ceny wina, z kilkoma butelkami białego i czerwonego w cenach poniżej 100zł. Bardzo ciekawa jest też kuchnia Łukasza Toczka, która klasyczne tematy kuchni włoskiej traktuje niedosłownie, jako podstawę do nowoczesnych interpretacji. To cieszy, bo od włoskich klasyków mamy już w Warszawie kilku Włochów. Sądzę, że jeszcze mnie tutaj zobaczą. Sprawdźcie i Wy.

Focaccia, Pałac Prymasowski, ul. Senatorska 13/15, Warszawa, tel. 22 829 69 69

Po więcej zdjęć restauracji Focaccia zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Focaccia pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Flambeeria

$
0
0

Tarte flambée (zwane także flammekueche) to tradycyjne alzackie danie na bazie ręcznie wałkowanego cienkiego ciasta chlebowego, wypiekanego w piecu opalanym drewnem. W wersji klasycznej występuje z dodatkiem cebuli, boczku i śmietany. Nazwa oznacza „pieczone w ogniu” i wynika z tego, że podczas pieczenia w piecu, płomienie dochodzą do brzegów ciasta i pozłacają je. Tarte flambée występuje również z innymi składnikami. Pierwsze miejsce w Warszawie poświęcone tarte flambée nazywa się Flambeeria i powstało dwa tygodnie temu na Hożej (wejście od E. Plater).

Flambeeria otworzyła się w miejscu po zamkniętym Bon Vivant. Poprzednik przetrwał tu zaledwie kilka miesięcy, bardzo mnie więc interesowało kto podjął wyzwanie lokalizacji, która już raz nie przyniosła szczęścia. Okazuje się, że w wystroju nie zmieniło się tu zbyt wiele. Ciągle jest surowo, minimalistycznie z piękną czarno – białą posadzką, elementami drewna i nowoczesnego oświetlenia.

Flambeeria

Flambeeria

Zupełnie jednak zmienił się charakter miejsca. Flambeeria oferuje prawie wyłącznie tarte flambée, poza nią w menu są jeszcze tylko dwie sałatki. Tarte flambée serwowana jest tu w wersji klasycznej alzackiej, czyli z cebulą, boczkiem i crème fraîche, ale także w wariantach odbiegających od standardu. Np. z chorizo, crème fraîche, krewetkami, rukolą i papryką chili albo z plastrami cukinii, crème fraîche, kozim serem i rukolą oraz w kilku innych wariantach, łącznie ze słodkim crème fraîche, jabłka, cynamon i brązowy cukier.

Flambeeria Menu

Flambeeria: Menu

Zaczynam jednak od jednej z dwóch dostępnych tu sałatek. Roszponka, młody szpinak, ser kozi, pomarańcza, płatki migdałowe, oliwa z oliwek, skórka z pomarańczy, sok z pomarańczy, sok z cytryny, musztarda francuska (19zł) Jest ultra lekka i prawdziwie minimalistyczna. Bardzo proste smaki, ale nie sposób ich nie docenić. Szczególnie przyjemny jest dressing z sokiem z pomarańczy, cytryny i musztardą. Przyjemna sałatka.

Flambeeria Sałatka

Flambeeria: Sałatka

Tarte flambée z crème fraîche, gorgonzolą, świeżą gruszką i kwiatami lawendy (23zł) to cieniuteńko rozwałkowane ciasto, posmarowane crème fraîche. Dodatki gorgonzoli i świeżej gruszki są oczywiste, nad ich zestawieniem nie ma więc powodu się rozwodzić. Kwiaty lawendy zaginęły. Bardzo smaczne jest cieniuteńkie ciasto mocniej wypieczone na brzegach, na szczęście nie powoduje we mnie skojarzeń z pizzą, czego bardzo się bałam. To przyjemne danie, czekam jednak z niecierpliwością na nieco bardziej kreatywne kompozycje. Miejsce zapowiada, że menu będzie się często zmieniać.

Flambeeria Tarte Flambee z gorgonzolą

Flambeeria: Tarte flambée z crème fraîche, gorgonzolą i świeżą gruszką

Uwagi mam dwie. W miejscu z daniem alzackim w roli głównej brakuje alzackiego wina. Do mojej tarte flambée genialnie pasowałby jakiś alzacki Gewurztraminer z sporym cukrem resztkowym. Flambeeria stawia jednak na wina musujące, chwali się, że jest jedynym miejscem w Warszawie podającym Glera. Przyjmuję ten argument, ale ciągle nie rozumiem, czemu jedno wyklucza drugie, skoro wina białe niemusujące (z tym, że włoskie) w karcie występują.  Uwaga druga dotyczy cydru, który jest w karcie, ale jest to popularny, wszędzie dostępny cydr Green Mill Cider. Fajniejszy byłby któryś z cydrów od małych producentów, np. Ignaców.

Flambeeria Wnętrze

Flambeeria

Jest coś klimatycznego w tej Flambeerii, ma jakiś rodzaj uroku, którego Bon Vivant był kompletnie pozbawiony. Nie wiem, czy to alzackie duchy, czy piec opalany drewnem, ale coś w tym miejscu jest, co mnie skłania do powrotu. Sprawdźcie, ciekawa jestem czy tarte flambée przyjmie się w Warszawie.

Flambeeria, ul. Hoża 61 (wejście od E. Plater), Warszawa, tel. 730 267 772

Po więcej zdjęć z Flambeeri zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.

Post Flambeeria pojawił się poraz pierwszy w Froblog.

Viewing all 228 articles
Browse latest View live